Aktualizacja strony została wstrzymana

Matka Natura – morderca prawie doskonały

Coraz częściej w przestrzeni publicznej pojawiają się głosy nawiązujące wprost do pogańskich wierzeń w tzw. Boginię Matkę, zwaną również Gają, Matką Ziemią bądź po prostu Matką Naturą. Co ciekawe – padają one z ust ludzi na pozór „nowoczesnych” i „wyzwolonych” z rzekomych ograniczeń, jakie ma na nich narzucać Kościół Katolicki. Chodzi oczywiście o „wyznawców” i piewców ideologii zrównoważonego rozwoju, którzy nie mają wątpliwości: „Jeżeli będziemy dobrzy dla naszej Matki Ziemi, to ona będzie dobra dla nas”. Czyżby?

Kult Matki Ziemi nie jest niczym nowym. Już w starożytności niezależnie czy chodzi o mitologię arabską (bogini Al-Lat), aztecką (bogini Cihuacoatl), grecką (bogini Gaja), egipską (bogini Izyda) czy tuzin innych wierzeń starano się obłaskawić bądź udobruchać Boginię Matkę i zyskać dzięki temu jej „dobroć”. Obecnie wielu spośród tzw. ekologistów zdaje się nawiązywać w swoich słowach i działaniach do tych starożytnych wierzeń. Limity na produkcję dwutlenku węgla; dewastowanie sklepów mięsnych; piętnowanie kierowców jeżdżących pojazdami napędzanymi silnikiem Diesla; obrona kornika-drukarza; promowanie aborcji, jako sposobu na wyeliminowanie niepotrzebnego dewastatora Ziemi, środowiska i klimatu – to tylko niektóre z bardzo, ale to bardzo długiej listy pomysłów i działań podjętych przez obrońców Gai przed rakiem, jaki ją toczy, czyli człowiekiem.

Czy jednak neopoganie, bo tak de facto trzeba nazywać tego typu ideologów, zdają sobie sprawę, że w przeszłości, jeszcze przed pojawieniem się na Ziemi pierwszych ludzi ich Matka Natura kilkukrotnie próbowała całkowicie unicestwić wszelkie życie na naszej planecie?

Stań w obronie korników i wiewiórek!

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że co roku stacje sejsmiczne rejestrują niemal 1000 trzęsień ziemi o sile od 5 (średnie) do 7,9 (bardzo silne) stopni w skali Richtera. Ponadto każdego roku dochodzi do kilkudziesięciu erupcji wulkanów oraz kilkuset cyklonów. Jeśli dodamy do tego naturalne pożary, powodzie, lawiny bądź inne klęski żywiołowe będące efektem działalności Matki Ziemi może się okazać, że nieustannie dochodzi do „naturalnej eksterminacji” tysięcy istot żywych (w tym ludzi), a nawet śmierci ostatnich przedstawicieli danych gatunków.

Próżno jednak szukać informacji na ten temat w jakichkolwiek mediach. Ekologiści wolą się bowiem wzruszać się na widok kornika, który zginie w związku z planowaną wycinką drzew w Puszczy Białowieskiej; protestować przeciwko holocaustowi larw, jak to było w filmie „Pokot”, bądź organizować wiece przeciwko eksterminacji „ciężarnych loch”.Dlaczego jednak nie protestują w związku ze śmiercią ślimaków, jaszczurek, wiewiórek i wielu innych zwierząt oraz… ludzi (TAK, LUDZI!), którzy zostali unicestwieni przez naturalne kataklizmy?Bo okazałoby się, że ubóstwiana przez nich Matka Natura nie jest wcale tak urocza i jej „obłaskawianie” do niczego nie prowadzi?

A może ostatecznie upadłaby ulubiona narracja ideologii zrównoważonego rozwoju, mówiąca, że „człowiek jest rakiem świata”? Okazałoby się bowiem, że „zły człowiek” ginie z „ręki Gai”zdecydowanie rzadziej niż bezbronne zwierzęta? Ktoś mógłby wówczas zapytać: czy nie oznacza to, że według Matki Ziemi inne organizmy są dla groźniejsze niż ludzie, skoro „decyduje się” ona na ich eliminację?

Stumilionowe morderstwa…

Masowe mordy istot żywych na Ziemi, jakich dokonuje Matka Natura to nic nowego. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, co jakiś czas Gaja próbuje doszczętnie zlikwidować wszelkie stworzenie lądowe, morskie i powietrzne, co dowodzą tzw. wielkie wymierania.

Pierwsze miało miejsce u schyłku ordowiku (ok. 444-446 mln lat temu). Wymarło wówczas ponad 20 proc. rodzin i 40 proc. rodzajów organizmów morskich. Zagłada miała dwie fazy związane ze zlodowaceniami kontynentalnymi wokół bieguna południowego. Naukowcy twierdzą również, że przyczyną wymierania ordowickiego był również wybuch oddalonej o 6 000 lat świetlnych supernowej, która wystrzeliła w stronę Ziemi „strugę promieniowania gamma o szerokości Układu Słonecznego”. W wyniku jej uderzenia w naszą planetę nastąpiło zniszczeniewarstwy ozonowej, a powierzchnia ziemi została wysterylizowana.

70 milionów lat później (374-377 mln lat temu) nastąpiło wymieranie dewońskie, które było w swojej skali podobne do poprzedniego – ordowickiego. Zginęło ponad 20 proc. rodzin i około 60 proc. rodzajów organizmów morskich. Trudno dzisiaj podać konkretną przyczynę tego zjawiska. Naukowcy uważają, że złożyło się na nie co najmniej kilka powiązanych ze sobą czynników, m.in. zaburzenie cyklu węglowego, gwałtowne zmiany klimatyczne (ochłodzenie), zmiany poziomu morza oraz silny magmatyzm.

Kolejne wielkie wymieranie – permskie (252 – 260 mln lat temu) jest często nazywane również „matką wszystkich wymierań i katastrof”, ponieważ bogini wyznawana przez ekologistów – Matka Natura wyeliminowała wówczas około 60 proc. rodzin i aż 80 proc. rodzajów organizmów morskich oraz 77 proc. grup zwierząt lądowych. Według geologów z Ziemi zniknęło w tamtym czasie raz na zawsze ponad 90 proc. gatunków (!) i to bez ludzkiej ingerencji. Najważniejszą przyczyną ówczesnej zagłady był wulkanizm na Syberii, w wyniku około 3 mln km2 (czyli ponad dziesięciokrotny obszar dzisiejszej Polski) powierzchni Ziemi zostało zalanych przez magmę o grubości od 400 do 3000 m. W efekcie do atmosfery zostały dostarczone gigantyczne ilości tlenków węgla, związków siarki, chloru, fluoru i inne gazy, co wraz z niskim wówczas globalnym poziomem morza i suchym klimatem spowodowało niemal całkowitą zagładę życia na Ziemi.

Dwie kolejne globalne zagłady: triasowa (ok. 201 mln lat temu) i kredowa (66 mln lat temu) nie były już aż tak spektakularne. Pierwsza pochłonęła „zaledwie” 80 proc. gatunków żyjących w morzach i50 proc. na lądach. Druga – ponad 70 proc. gatunków lądowych i morskich. W obu przypadkach przyczyną śmierci żyjących wówczas organizmów były globalny wulkanizm oraz impakt, czyli zderzenie się z Ziemią pokaźnych rozmiarów ciała niebieskiego jak kometa czy asteroida. Naukowcy są jednak zgodni – druga przyczyna była jedynie dodatkiem, który tylko przyśpieszył ówczesną zagładę.

Toba i Tambora

Przenieśmy się teraz do „czasów współczesnych” w porównaniu z wyżej zaprezentowanymi wydarzeniami sprzed dziesiątek i setek milionów lat.

Około 75 tys. lat temu doszło do erupcji superwulkanu Toba, która spowodowała śmierć kilkudziesięciu procent żyjących wówczas gatunku i o mały włos nie wyeliminowała z Ziemi człowieka. Według naukowców przeżyło ją zaledwie kilka tysięcy ludzkich par w wieku rozrodczym.

Wybuch Toby był najpotężniejszą eksplozją od 2,5 mln lat. Podczas erupcji superwulkanu wydobyło się wiele trujących związków chemicznych (np. dwutlenek siarki, siarkowodór, dwutlenek węgla i inne gazy wulkaniczne). W atmosferze przez około 1800 lat unosił się pył, który ograniczał docieranie promieni słonecznych do powierzchni Ziemi, co spowodowało zmiany klimatyczne oraz masowe wymieranie gatunków.

Aby uświadomić skalę zjawiska należy przytoczyć kilka porównań. „Przeciętny” wulkan wyrzuca gazy i pyły na wysokość maksymalnie kilku kilometrów. Popioły i gazy wulkaniczne Toby dotarły na wysokość… 50 km. Z przeprowadzanych analiz i badań wynika, że w promieniu kilkuset kilometrów od epicentrum niebo stało się czarne. W rzeczywistości zakryła je ogromna chmura popiołów, która po opadnięciu na Ziemię miejscami miała grubość 500 metrów.

Według naukowców erupcja Toby miała siłę jednej gigatony (1 000 000 000) TNT (trotylu). Dla porównania – największa bomba atomowa (Car-bomca wyprodukowana w ZSRR) zdetonowana przez człowieka (30 października 1961) miała moc „zaledwie” 57 megaton (57 000 000) TNT. Z kolei Hiroszimę zniszczyła bomba o mocy… 15 kiloton (15 000).

10 kwietnia 1815 roku (w geologicznej skali czas przed sekundą) obudził się inny superwulkan – Tambora, który wyrzucił z siebie ok. 100 km3 materiału wulkanicznego na wysokość 44 km.

Wybuch był słyszany w promieniu ponad 2000 km. Popiół wulkaniczny został rozrzucony w promieniu 1300 km, a jego najdrobniejsze frakcje unosiły się w atmosferze jeszcze przez wiele miesięcy, okrążając kulę ziemską i znacząco ograniczając natężenie promieniowania słonecznego dochodzącego do powierzchni naszej planety. W efekcie rok 1816 przeszedł do historii pod nazwą „Roku bez lata”, co potwierdza zanotowane wówczas obniżenie się temperatur i znaczny spadek plonów zbóż w Europie i Ameryce Północnej.

W wyniku wybuchu Tambory zginęło kilkaset tysięcy osób, z czego zdecydowana większość na skutek chłodu, głodu i chorób spowodowanego zniszczeniem zbiorów i pól, zatruciem zbiorników wodnych, powietrza etc.

Kolejne eksplozje superwulkanów to tylko kwestia czasu, ale można być niemal pewnym, że znajdą się tacy ekologiści, którzy nie będą mieli nic przeciwko temu. Już dzisiaj przecież promują oni aborcję, eutanazję i sterylizację kobiet, ponieważ uważają, że optymalna liczba ludności, jaka powinna żyć na Ziemi to… 1 miliard, czyli około 6 miliardów mniej niż obecnie. Może właśnie dlatego tak bardzo bronią oni „naturalnych procesów”, takich jak pożary, powodzie, trzęsienia ziemi czy erupcje wulkanów? Wiedzą bowiem, że ich bogini – Matka Natura to najlepszy depopulator ludzkości.

Kult bomby atomowej?

Na koniec warto postawić kluczowe pytanie: czy ekologiści w ogóle zdają sobie sprawę, że Matka Naturatak wiele razy próbowała zlikwidować życie na Ziemi? Jeśli nie, to może warto im to uświadomić. Jeśli tak, to chyba zasadnym będzie porównanie ich do postaci z filmu „W podziemiach Planety Małp”, którzy modlili się do… bomby atomowej uważanej za jedynego mogącego zapewnić przetrwanie gwaranta bezpiecznej przyszłości.

Warto również zapytać rozdzierających szaty na widok „okradania przez rolników krowy z mleka” ekologistów, czym Matce Naturze zawiniły dinozaury, trylobity, amonity i miliony innych stworzeń, które zdecydowała się eksterminować? Czy były tak groźne jak „zły człowiek – rak Ziemi”?

Może najwyższy czas się obudzić, drodzy ekologiści? Może to ten moment, aby zdać sobie sprawę z faktu, że ktoś taki jak hołubiona przez was Matka Natura nieistnieje? Może nadeszła chwila, aby uświadomić sobie, że to Pan Bóg w Trójcy Jedyny jest Panem wszelkiego stworzenia, wszelkiej przestrzeni i wszelkiego czasu, i to właśnie On dał bieg wszystkim wyżej opisanym procesom, które są wpisane w Jego Święty Plan Zbawienia i tak należy do nich podchodzić?

Wszechświat, Ziemia, życie i wszystkie obowiązujące w nich prawa fizyczne, chemiczne i naturalne są dziełem Boga i tylko dzięki Niemu mogą istnieć czy komuś się to podoba czy nie. To Pan Bóg umiejscowił naszą planetę akurat w takim miejscu, żeby móc tchnąć w nią iskrę życia i mieć pewność, że to życie przetrwa. To Pan Bóg stworzył „schemat rozwoju” człowieka, który jest prawdziwym zaplanowanym w najdrobniejszych szczegółach fenomenem. Można wymieniać i wymieniać…

Jeśli ktoś z kolei pyta – po co Pan Bóg stworzył „klęski żywiołowe” – może warto aby się zastanowił, czy nasz świat mógłby w ogóle istnieć, gdyby co jakiś czas do nich nie dochodziło. Co by było, gdyby kontynenty się nie przesuwały, bieguny magnetyczne „zgasły”, wiatry „ucichły”, a wulkany wygasły?

Tomasz D. Kolanek

PS. Dotychczas paleontolodzy odkryli ponad 98 proc. wszystkich gatunków, jakie w przeszłości żyły na Ziemie. Dotychczasowe poszukiwania „gatunkówpośrednich”, „brakujących ogniw” czy też „formprzejściowych” między np. rybami i płazami, płazami i gadami, ptakami i ssakami zdecydowanie spaliły na panewce i są łatwe do obalenia przez geologicznych laików. Kwestią czasu wydaje się nadejścia kolejnej spektakularnej klęski ewolucjonistów, jak chociażby w przypadku ogłoszonej kilkanaście lat temu teorii o Archeoptaku, ale to już temat na zupełnie inną opowieść.

Źródła:

Przegląd Geologiczny, vol. 61, nr 12, 2013

Andrzej Olejnik Armagedon. Scenariusze końca świata

Tygodnik Przegląd

Read more: http://www.pch24.pl/matka-natura—morderca-prawie-doskonaly,66895,i.html#ixzz5iLkx2WID

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2019-03-16) | https://www.pch24.pl/matka-natura---morderca-prawie-doskonaly,66895,i.html#ixzz5iLDkKuUT

Skip to content