Aktualizacja strony została wstrzymana

Jan Olszewski – między nieskutecznością a kultem

Cały wczorajszy wieczór oglądałem telewizję. Obok leżała moja schorowana i ledwo chodząca teściowa, która czasem spoglądała w odbiornik jednym okiem. Babcia, bo tak ją teraz nazywamy, przez całe swoje życie szczerze nienawidziła Wałęsy. Kiedy jednak wczoraj, w filmie „Nocna zmiana” pokazali pana Lecha wraz z Antonim Macierewiczem, powiedziała – wiesz Gabryś, ten Wałęsa to jednak był ładny. Nie powiem, zdziwiłem się bo nigdy nie myślałem o Lechu Wałęsie w takich odjechanych kategoriach.

Smutny był ten wieczór, bo zmarł Jan Olszewski, do którego ja szczególnego serca nie miałem. Jan Olszewski, jakby nie było premier, nie został upamiętniony w portalach tak, jak prezydent Adamowicz. Informacja o jego śmierci pojawiła się, ale gdzieś na samym dole, w newsach dotyczących cycków celebrytek. W Wirtualnej Polsce zaś nie było jej wcale. Miało to wszelkie cechy wendetty. Jak głupim trzeba być, jak chytrym przy tym i podłym żeby robić takie rzeczy, w dodatku na zlecenie. Bo ja rozumiem, że to się stało na zlecenie, albowiem normalnie jest tak, że kiedy umiera ktoś ważny informacje o tym idą na hot spoty.

Oglądając wczoraj wszystkie wspominki o Janie Olszewskim, film „Nocna zmiana”, a także zmontowany na chybcika film „Prawnik w czasach bezprawia”. Uświadomiłem sobie kilka spraw istotnych, zobaczyłem kilka istot zupełnie potwornych, kilku durniów, a także przekonałem się ostatecznie o niesamodzielności polityki polskiej w każdym jej dostępnym naszym zmysłom wymiarze. Zrozumiałem także dlaczego my, ludzie od polityki oddaleni, nigdy nie będziemy przez nią poważnie traktowani i dlaczego nie możemy nawiązać żadnej komunikacji z politykami. O tym jednak później. Zacznę może od tych potworów. Pokazywali Kuronia. Ja pierniczę….nie wiedziałem co powiedzieć i zrobić. Już o nim całkiem zapomniałem. Kilka razy zdarzyło mi się wysłuchać opowieści o tym, jak wrażliwy Kuroń cierpiał w celi z kryminalistami. Zobaczyłem wczoraj jakie spektrum emocji przewija się przez twarz pana Jacka w ciągu kilku sekund, kiedy zapytano go o uchwałę lustracyjną. To było naprawdę niezwykłe. Pomyślałem, że należy się jakaś specjalna renta tym wszystkim ludziom, których za karę zamknięto kiedyś w celi z Kuroniem. Ja bym się chyba ze strachu przecisnął przez to małe okienko i uciekł po ścianie. Pokazywali też pana ministra Włodarczyka, który wyśpiewywał peany na cześć zmarłego. Mówił o jego uczciwości, prawości, charakterze i temu podobnych sprawach, całkowicie zwykle zafałszowanych, o których mówi się w godzinie śmierci. Wspominam o Włodarczyku albowiem napisałem do niego z pięć chyba maili z prośbą, żeby pozwolił mi wydać opracowane przez siebie wspomnienia Marii Kleniewskiej, cienką, ale ważną książeczkę dokumentującą życie ziemian na Powiślu Lubelskim. Nie odpowiedział ani razu. Poprosiłem Związek Powiślan z Wilkowa, żeby z nim porozmawiali. Bez skutku. Nie muszę więc chyba dodawać co sądzę o ludziach opowiadających w telewizorze o prawości, uczciwości, charakterze, których nie stać na to, by odpisać na list wydawcy zainteresowanego książką.

Wysłuchałem tego co mówili Zofia Romaszewska, Semka, Piotr Naimski i Antoni Macierewicz i nie mogłem wyjść ze zdumienia, że oto Jan Olszewski, siostrzeniec Stefka Okrzei zostaje premierem, gangi odwołują jego rząd, a na to Semka pisze książkę zatytułowaną „Lewy czerwcowy”. Rozumiem więc, że ów siostrzeniec Stefka Okrzei, wychowany w tradycji PPS reprezentował w Polsce prawicę?

Przejdźmy jednak od tych, niesmacznych w gruncie rzeczy szczegółów, do konstatacji ogólniejszych. Politycy w Polsce żyją w pewnym schemacie operacyjnym, którego sami nie potrafią do końca zrozumieć. My zaś żyjemy w życiu naszym i próbujemy coś z tego ich schematu pojąć, ale oni się denerwują, że zrozumiemy więcej niż oni sami, a także, że w ogóle próbujemy coś zrozumieć zamiast słuchać i wierzyć. Taki wniosek wyciągnąłem podczas wczorajszego, w zasadzie zmarnowanego wieczoru.

Polityka w Polsce, i to było widać wczoraj wyraźnie, w filmie Kurskiego i w tym drugim – „Prawnik w czasach bezprawia”, opiera się na skonstruowanym jeszcze w XIX wieku antycarskim schemacie operacyjnym, w którym socjaliści, bo dla nikogo innego nie było tam miejsca, podzieleni są na frakcje. One są z istoty sobie wrogie, choć wyrastają z tego samego budżetu. Ponieważ w czasie działań operacyjnych zleconych przez sponsora wrogość pomiędzy frakcjami narasta, a stopień zrozumienia sytuacji maleje, przywódcy frakcji próbują opisać swoją i swoich braci w wierze, sytuację za pomocą innych schematów operacyjnych, takich do których aspirują. Najważniejszy z nich jest brytyjski system parlamentarny. To jest wprost kłamstwo, ale pomyślane tak, żeby uratować ich mózgi oraz zrobić odpowiednie wrażenie na ludziach zwanych wyborcami. Mamy więc ten rzekomo realny schemat operacyjny wzorowany na brytyjskim parlamentaryzmie, a w nim prawicę, lewicę i centrum. To jest fikcja i wczoraj było to widać bardzo wyraźnie. Istotne jest coś innego – oni nie rozumieją dlaczego mają się zwalczać, ale się zwalczają. Najchętniej jednak by się pogodzili, ale ciągle coś im przeszkadza. Tym czymś jest istota schematu operacyjnego, czyli mechanizm wymyślony dawno temu gdzieś w piwnicach pałacu barona Rotschilda, zakładający, że nie może być żadnej zgody między braćmi. Musi być zawsze jakiś dobry powód, żeby oni zaczęli do siebie strzelać. Mike musi zabić Freda, bo ten się po prostu nie nadaje do prowadzenia interesu, a poza tym szuka sojuszy gdzie indziej. Jeśli nie rozumiecie o czym mówię przejdę do szczegółów.

Pokazywali wywiad w którym Lis Tomasz rozmawiał z Rokitą i Niesiołowskim. Myślałem, że zlecę ze stołka. Piekielnie inteligentny Rokita mówił, że uchwała lustracyjna to zło i akt antyprawny, a Niesiołowski mówił, że to uratuje Polskę i machał przy tym rękami. Potem, w czasie sławnej narady u Wałęsy, którą chyba wszyscy oglądają jednym okiem, widać ,prócz wszystkich ludzi Mike’a Corleone, także dwóch braci Tataglia czyli Janowskiego i Niesiołowskiego właśnie, na których nikt nie zwraca uwagi, bo i po co. Oni siedzą sobie z prawej strony Wałęsy, jakby byli podporą tronu. Niesiołowski nie mówi nic, a Janowski mówi, że trudno będzie przekonać jego klub do głosowania przeciwko rządowi. Widzimy więc wyraźnie jakie to jest ciekawe przedstawienie. Jak wielowarstwowe i jak przy tym nieautentyczne. Comedia del arte to przy tym szczyt psychologicznego wyrafinowania. Nawet przedstawienie „Pajac i żandarm” jest lepsze. Potem zaś pokazują Semkę, który z przejęciem opowiada o wielkości i przyzwoitości Jana Olszewskiego, w podobnym tonie wypowiada się Czesław Bielecki. No i oczywiście ministrowie Macierewicz i Naimski. I wszyscy mówią o pewnej politycznej tradycji w Polsce, o tradycji II RP. Proszę Państwa, w Polsce nie ma żadnej politycznej tradycji. Ta umarła wraz z Hipolitem Milewskim, Edwardem Woyniłłowiczem i Emmanuelem Małyńskim. To co jest przedstawiane jako polityczna tradycja to obliczony na walki frakcyjne lewicy schemat operacyjny opracowany w Londynie przez I wojną światową. Schemat, którego Semka zrozumieć nie potrafi, a Naimski boi się, że ktoś odkryje jaka jest jego istota. Z tych dwóch postaw bierze się całe zamieszanie w polskiej polityce, zamieszanie, w którym my, ludzie zwani wyborcami jesteśmy jedynie przedmiotem, nawet nie zabiegów i kokieterii, irytacji raczej, a nieraz żądań popartych wściekłością. Pokazywali też wczoraj Ernesta Bryla, człowieka wyjątkowo naiwnego, który nie mógł zrozumieć, że kiedy odwoływano rząd Olszewskiego, robotnicy, których w Warszawie i w Ursusie było jeszcze pełno, nie wyszli na ulicę i nie zablokowali tego odwołania świętym gniewem ludu. Proszę Państwa nikt z tych ludzi, wliczając w to samego Jana Olszewskiego, nawet nie pomyślał o takim rozwiązaniu, albowiem na naszych oczach rozegrała się utarczka frakcyjna, którą różni frajerzy wzięli za starcie gigantów. Konsekwencjami tej utarczki żyjemy do dziś i żyć pewnie będziemy jeszcze długo, bo politycy, całkowicie uwikłani w swój stary, operacyjny schemat, nie rozumieją, że my ludzie, nie słuchamy ich i nie będziemy słuchać, do momentu, w którym nie zrezygnują z tego, fałszywego całkiem języka wynikającego z całkiem fałszywej i w dodatku przez nich samych nie rozumianej sytuacji.

Przez cały wieczór liczyłem na to, że dowiem się kogo bronił w sądzie Jan Olszewski. I rzeczywiście dowiedziałem się – bronił Michnika. Potem powiedzieli coś jeszcze o jakimś chłopcu skazanym na 10 lat i tyle. Nie wymieniono żadnego nazwiska, nie wskazano żadnej konkretnej rodziny robotniczej, a to chyba jest do cholery ważne, jak się jest działaczem organizacji o nazwie Komitet Obrony Robotników, prawda? Było za to dużo o rozmowie Jana Olszewskiego z papieżem i o tym, że przejście Olszewskiego pod skrzydła episkopatu nie spodobało się Janowi Józefowi Lipskiemu i Szopotańskiemu. Czyli komu? Masonom się nie spodobało, prawda? Było o pracy Jana Olszewskiego w „Po prostu” oraz o wielkości pisma „Po prostu”, które, jak pamiętamy przygotowało grunt, pod wyniesienie Gomułki. Nie było za to ani słowa o tym, że Jan Olszewski bronił w latach 70-tych pisarza Jerzego Rawicza, dawnego działacza PPS Lewicy przed oskarżeniami rodziny Heil z Krakowa. Rawicz napisał w jednej ze swoich książek, że ojciec Romana Heila, który się tu ze mną często kłócił na blogach, był agentem gestapo. Dlaczego mecenas Olszewski postanowił bronić Rawicza, pozostanie dla nas zagadką. Sprawę przegrał, a Rawicz musiał swoje oskarżenia odwołać.

Może więc lepiej by było powiedzieć ludziom, że Jan Olszewski nie był postacią jednowymiarową, a nie robić z niego herosa, który stał na pierwszej linii i walczył ze smokami? To bowiem jest zwyczajnie nie do uwierzenia, podobnie jak nie do uwierzenia i nie do zaakceptowania będą wszystkie konsekwencje tej legendy. Jestem głęboko przekonany, że wartość legendy Jana Olszewskiego będzie maleć, a próba utrzymania jej, jaką dobra zmiana zapewne podejmie, będzie z każdym rokiem coraz kosztowniejsza i coraz bardziej nonsensowna. Nikt tego nie kupi, nikt poza ludźmi uwikłanymi w schemat operacyjny, o którym piszę, ludźmi rozumiejącymi, że polityka i publicystyka polityczna w Polsce żyje życiem innym niż naród. I to jest także przyczyny wiecznych utyskiwań, a czasem wściekłości ludzi zajmujących się publicystyką i polityką – że naród nie dorósł do ich koncepcji. Naród dorósł, tylko oni nie chcą powiedzieć prawdy. Jest jeszcze jedna sprawa. Polityka w Polsce jest całkowicie wprasowana w politykę globalną i nikt tutaj o niczym tak naprawdę nie decyduje. Nie mogę już słuchać jak Kostrzewa Zorbas mówi, że przewodniczył negocjacjom, które doprowadziły do wyprowadzenia wojsk radzieckich z Polski, a stało się to ponieważ Czesi i Węgrzy okazali solidarność z Polakami i zatrzymali transporty wojska jadące z wschodnich Niemiec do ZSRR. Zatrzymali, bo ktoś im kazał. Upadek komunizmu to był plan dalekosiężny, do którego cały czas szukano wykonawców. I oni musieli się zaleźć tak czy inaczej. Nikt jednak nie przewidział, że wykonawcy będą sobie rościć prawa do sprawstwa najważniejszych wypadków politycznych lat 90-tych. Ani w Polsce, ani w żadnym innym kraju Europy Środkowej nie ma i nie będzie żadnej organizacji, z którą światowe potęgi musiałby się liczyć. Są tylko wynajęci ludzie odgrywający przedstawienie pod tytułem „Pajac i żandarm”. Ich rolą istotną jest tak głębokie zdegradowanie nas – ludzi zwanych wyborcami – żeby mogli sami uwierzyć we własną moc. Tak to niestety wygląda. Na dziś to tyle. Pomódlmy się za śp. Jana Olszewskiego, premiera Rzeczpospolitej.

Gabriel Maciejewski

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

Za: Gabriel Maciejewski – blog literacki (Lut 09 2019)

 


 

Brat Δ Jan Olszewski odszedł na Wieczny Wschód

Z głębokim smutkiem przyjmujemy wiadomość o śmierci BrataΔ Jana Olszewskiego, mecenasa, działacza demokratycznego, premiera Polski (1991-92) i naszego masońskiego Brata.

B.:. Jan Olszewski był człowiekiem, którego życie przypadło na czasu trudne. Harcerz, uczestnik Powstania Warszawskiego – po 1945 roku znajdował się w opozycji. Zasłynął jako współautor artykułu „Na spotkanie ludziom z AK” (1956), nawołującego do rehabilitacji podziemia niepodległościowego. Należał także do Klubu Krzywego Koła.

Do wolnomularstwa wstąpił w 1962 roku w warszawskiej loży Kopernik. Dwa lata później uzyskał godność Mistrza. Związany był z Wielką Lożą Narodową Polski.

W czasie PRL był obrońcą wielu znanych postaci opozycji demokratycznej – m.in. Jacka Kuronia, Karola Modzelewskiego czy Adama Michnika. Z tym ostatnim, w roku 1975 podpisał „List 59” – oficjalny apel polskich intelektualistów w proteście przeciwko zmianom w Konstytucji.

W 1976 roku był jednym z założycieli KOR – obok Jacka Kuronia, Jana Józefa Lipskiego oraz Antoniego Macierewicza. Brał udział w zakładaniu Solidarności, był także oskarżycielem posiłkowym w procesie zabójców ks. Popiełuszki.

W 1989 roku uczestniczył w porozumieniu obrad Okrągłego Stołu (jako ekspert strony solidarnościowej w podzespole ds. reformy prawa i sądów).

W III RP związany był ze środowiskiem prawicy (m.in. Porozumienia Centrum i Ruchem dla Rzeczypospolitej), stał także na czele mniejszościowego rządu.

W 2009 roku, w uznaniu znamienitych zasług dla Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności dla przemian demokratycznych i wolnej Polski, za działalność państwową i publiczną, został odznaczony Orderem Orła Białego.

Rodzinie, Przyjaciołom, Braciom z Wielkiej Loży Narodowej Polski składamy serdeczne kondolencje, przekazując, zgodnie z wolnomularskim zwyczajem, dewizę „płaczmy, płaczmy, płaczmy – lecz zachowajmy w sercach nadzieję”.

[Źródło:] Gwiazda Morza, loża wolnomularska w Gdańsku 8 lutego ·

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (11.02.2019)

 


 

Historia Polski zamknęła kolejny rozdział – Stanisław Michalkiewicz

Umarł Jan Olszewski, co wywołało wiele komentarzy, zarówno życzliwych, jak i nieprzyjaznych. Ciekawe, że komentarze nieprzyjazne płyną ze środowisk ultra-patriotycznych – przeważnie od osób, które albo komuny nie pamiętają, albo siedzieli wtedy, jak myszy pod miotłą. Oto jeden z takich nieprzejednanych przeciwników komuny pisze, że Jan Olszewski był częścią tamtego układu, tyle, że podstawioną w charakterze opozycjonisty. Inny z kolei komentator chłoszcze Jana Olszewskiego, że był masonem i socjalistą. To akurat prawda – ale wydaje mi się, że Jan Olszewski był socjalistą z rodzinnej tradycji i przekonania, a nie dla koniunktury, a masonem był rzeczywiście, chociaż rytuały masońskie podobno go rozśmieszały, a sam twierdził, że ta cała masoneria była tylko przykrywką do kontynuowania działalności Klubu Krzywego Koła. Kiedy czytam te komentarze, to przypomina mi się felieton „Hamiltona” z warszawskiej „Kultury”. Pisał on o swojej ciotce, która ma taką obsesję, że nie może wziąć na kolana kota, bo zaraz musi szukać mu pcheł. Ale przecież nie pchły świadczą o kocie, tylko coś zupełnie innego.

Ksiądz Jan Twardowski w wierszu „Teraz” pisze, że „teraz się rodzi poezja religijna, co krok nawrócenia, lepiej nie mówić, kogo nastraszył buldog sumienia. Ale Ty, co świecisz w oczach, jak w Ostrej Bramie nie zapominaj, że pisząc wiersze, byłem Ci wierny w czasach Stalina”. Jan Olszewski w czasach Stalina związał się początkowo z PSL – ale wtedy oznaczało to sprzeciw wobec sowieckiej okupacji. Toteż kiedy PSL został rozgromiony przez komunę, Jan Olszewski nie ma już nic wspólnego z ZSL-em. Po skończeniu studiów prawniczych pracował najpierw w Ministerstwie Sprawiedliwości, a potem – w Instytucie Nauk Prawnych PAN. Ale znany był przede wszystkim jako adwokat – jeden z kilku odważnych adwokatów, m.in. Stanisława Szczuki, czy Andrzeja Grabińskiego, którzy podejmowali się obrony osób oskarżanych o „działalność antysocjalistyczną”, albo o jeszcze gorsze zbrodnie, jak na przykład Wojciech Ziembiński, który był oskarżony o… traktat ryski („proces piski o traktat ryski”). Nie przypominam sobie, by jakaś akcja skierowana przeciwko PZPR odbyła się bez udziału Jana Olszewskiego. Toteż oskarżenia, że był „częścią układu” w gruncie rzeczy sprowadzają się do tego, że jawnie występował przeciwko komunie i… żył. Ciekawe, że ja też spotykam się z takimi oskarżeniami i doprawdy nie wiem, jak mógłbym udelektować moich oskarżycieli. Toteż i Jan Olszewski żył w czasach PRL, jak gdyby nigdy nic – ale po drugiej stronie barykady. W odróżnieniu od innych, którzy np. w PRL aktywizowali się w Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, a po sławnej transformacji ustrojowej jednym susem wskoczyli do Zakonu Synów Przymierza, czyli Loży B’nai B’ritch, Jan Olszewski takich slalomów nie uprawiał. Dlatego sądzę, że wytykanie mu nieubłaganym palcem tego, że nie popełnił wtedy harakiri, w najlepszym razie wynika z nieznajomości realiów w PRL, a w najgorszym – odreagowywanie jakichś kompleksów.

W życiu Jana Olszewskiego szczytem aktywności politycznej było objęcie stanowiska Prezesa Rady Ministrów 6 grudnia 1991 roku. Ten rząd długo nie potrwał, bo 4 czerwca 1992 roku został obalony w następstwie „nocnej zmiany”, to jest – narady osobistości zaniepokojonych możliwością lustracji. I myślę, że w tym momencie ujawniła się pewna cecha charakteru, którą można porównać do choroby zawodowej. Jak wspomniałem – Jan Olszewski był adwokatem z powołania. A co robi adwokat? Adwokat dostarcza argumentów, które mogą być pomocne przy podjęciu decyzji – ale już przez kogoś innego. Toteż kiedy Jan Olszewski wygłaszał swoje ostatnie przemówienie w charakterze premiera rządu, było ono od strony retorycznej znakomite, ale – jak to zauważył Otto Bismarck – zagadnień dziejowych nie rozstrzyga się przemówieniami, tylko „krwią i żelazem”. Toteż nadzieje, jakie z rządem premiera Olszewskiego wiązała ta część opinii publicznej, która oczekiwała dekomunizacji Polski, okazały się nieporozumieniem. Trudno powiedzieć, jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby Jan Olszewski wykorzystał możliwości, jakie dawało mu jego stanowisko, do rozgromienia swoich przeciwników, podobnie, jak trudno powiedzieć jaki był tak naprawdę zakres tych możliwości. Nawet znacznie później mogliśmy się bowiem wielokrotnie przekonać, że władza niektórych dygnitarzy nie przekracza progu ich gabinetów, bo pomieszczenia sekretarek, nie mówiąc już o korytarzach ministerstw, są już eksterytorialne. Możliwe, że Jan Olszewski wiedział o tym lepiej, niż ktokolwiek inny i że ta okoliczność powstrzymała go przed podjęciem stanowczych kroków w obronie swego rządu. Ale po tym upadku już się nie podniósł, bo założony przez niego Ruch Odbudowy Polski nie zyskał uznania nie tylko opinii publicznej, ale i „Solidarności”. O ile bowiem jeszcze po upadku jego rządu, Jan Olszewski był owacyjnie witany na zjeździe „Solidarności”, o tyle kilka lat później jego przedstawiciel nie został nawet na kolejny zjazd tego związku wpuszczony. Ale Akcja Wyborcza „Solidarność”, która w roku 1997 wygrała wybory i wraz z Unią Wolności utworzyła rząd z „charyzmatycznym” Jerzym Buzkiem na czele i z Leszkiem Balcerowiczem jako wicepremierem i ministrem finansów, w roku 2001 już przestała istnieć. Jan Olszewski bywał jeszcze posłem – ostatni raz z listy Ligi Polskich Rodzin – ale wtedy funkcjonował jako poseł niezależny.

Z politycznego niebytu wydobył go prezydent Lech Kaczyński, czyniąc go swoim doradcą i powierzając mu w 2007 roku stanowisko szefa komisji weryfikacyjnej rozwiązanych rok wcześniej Wojskowych Służb Informacyjnych. Trybunał Konstytucyjny uznał, że publikacja „Aneksu” do Raportu o rozwiązaniu WSI, co przewidywała stosowna ustawa, byłoby sprzeczne z konstytucją. W rezultacie prezydent Lech Kaczyński w roku poprzedzającym rok wyborów prezydenckich, został jedynym „właścicielem” wiadomości tam zawartych i ujawnił, ze te wiadomości zna, a jak będzie trzeba – zrobi z nich użytek. Jak pamiętamy, zwrócił się do pani red. Moniki Olejnik jej pseudonimem operacyjnym „Stokrotka”. Pani redaktor, nie spodziewająca się takiego noża, podobno dostała spazmów, więc następnego dnia, gwoli zatarcia niemiłego wrażenia, posłał jej bukiet kwiatów – ale kto miał się dowiedzieć, że nie jest bezpiecznie – ten się dowiedział. Czy można z tym faktem wiązać katastrofę smoleńską – tego nie wiem, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby taki związek został kiedyś odkryty.

Jeśli chodzi o mnie, to znałem Jana Olszewskiego osobiście, ale raczej przy okazjach towarzyskich, a konkretnie – podczas wieczorów u Janusza Szpotańskiego, które ich uczestnikom dostarczały wiele radości. Przy takich okazjach Jan Olszewski był niezwykle czarującym człowiekiem i takim właśnie chciałbym go zapamiętać. Jego śmierć zamyka pewien okres w historii Polski, w którym również mnie było dane żyć. Niech spoczywa w pokoju.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)    15 lutego 2019

Za: michalkiewicz.pl

 


 

Skip to content