Aktualizacja strony została wstrzymana

Brudna gra p.rezydenta w sprawie Marszu Niepodległości

Po kilku tygodniach mamienia mniej bystrej opinii publicznej rzekomą chęcią wspólnego uczestnictwa w Marszu Niepodległości nastąpiło zdjęcie masek i jawny atak na środowisko narodowe, które ów marsz organizuje od wielu lat.

Dzwonkiem alarmowym powinny być słowa ministra Glińskiego, który na pytanie redaktora Roberta Mazurka, czy wyobraża sobie wspólny marsz z Tuskiem, Biedroniem, Scheuring-Wielgus odpowiedział: Wyobrażam sobie. (…) Ja zapraszam wszystkich, i taka jest koncepcja marszu, bo wszyscy mają prawo pójść w N A S Z Y M marszu. W „naszym marszu” ? Osobliwie brzmią te słowa w ustach przedstawiciela środowiska, które każdorazowo od 2013 roku, w dniu 11 listopada, uciekało w tchórzliwy sposób z Warszawy, zostawiając polską młodzież na pastwę zwyrodniałej policji za „rządów” PO.

O narodowcach z którymi już wówczas toczyły się rozmowy Gliński powiedział: Środowisko narodowe, ale nie te skrajne narodowe, narodowe racjonalne.

Okazało się, że owa racjonalność miała prawdopodobnie polegać na całkowitym podporządkowaniu się narzuconym regułom – zakaz transparentów, nie tych „faszystowskich”, ale tych normalnych patriotycznych, które nie podobają się Żydom i marksistom z UE. Racjonalność miała polegać również na zrzeczeniu się  organizacji marszu na rzecz czynników państwowych – PiSowskich. Dopóki „Stowarzyszenie Marsz Niepodległości” nie ujawni wszystkich szczegółów negocjacji, taka hipoteza wydaje się być najbardziej prawdopodobna. Warunkiem jawnym, publicznie zadeklarowanym, które postawiła strona rządowa, był zakaz czegokolwiek, co nie byłoby polską flagą, a więc zakaz transparentów antyimigranckich i antykomunistycznych.

Po sygnale, że prezydent „Prezydent Andrzej Duda nie weźmie udziału 11 listopada w Marszu Niepodległości” rozpoczęła się propagandowa ofensywa środowiska odpowiedzialnego za cenzurę w TVP, nazywanego „prawą stroną Gazety Wyborczej” w osobach Samuela Pereiry i Dawida Wildsteina.

Panowie zaczęli swoim zwyczajem odwracać kota ogonem, bredzić i kłamać, szczując metodą „gazety wyborczej” na narodowców.

Pereira krytykuje narodowców w kontekście 11 listopada. Rzucają się na niego narodowcy- zrozumiałe. Oraz… KODziarze i inne GW/PO trolle. Jak już pisałem- u nich jedyny pogląd jaki istnieje, to antypisowy odruch Pawłowa. Jak ISIS skrytykuje PiS to ruszą się zapisywać do dżihadu. /Dawid Wildstein/

Na zdjęciu powyżej: Jonny Daniels i wiceprzewodniczący Knesetu Hilik Bar (po prawej). W środku Dawid Wildstein. Podpis z facebooka brzmi: ”z  najbardziej znanym w Polsce, i wpływowym żydowskim dziennikarzem”

Do ordynarnego kłamstwa posunął się Pereira, ten sam, który niedawno szczuł gorszy sort przeciw Witoldowi Gadowskiemu za słowa prawdy o sprowadzanych do Polski imigrantach.

Robert Bąkiewicz napisał: Brałem udział w 7 spotkaniach u Marszałka Senatu. Byliśmy otwarci na udział PAD i rządu. Nie stawialiśmy warunków, te stawiała strona przeciwna./Twitter/

Rola prezydenta Dudy

Cóż można rzec o osobniku, który kilka dni temu nazwał po raz kolejny Polskę „krainą Polin”, mijając się tradycyjnie z prawdą historyczną o relacjach polsko-żydowskich. Cóż można rzecz o nim jako o prezydencie, który do komitetu obchodów 100 letniej rocznicy odzyskania niepodległości zaprosił mniejszość niemiecką i środowiska żydowskie, pomijając w demonstracyjny sposób środowisko organizujące Marsz Niepodległości. Zaproszeni zostali również: Koalicyjny Komitet Wyborczy Zjednoczona Lewica, Hanna Gronkiewicz-Waltz – PO, Rabin Schudrich, który jako członek prezydenckiego komitetu powiedział, że widział na polskim Marszu Niepodległości maszerujący faszyzm. Cóż można rzecz o kimś, kto rozsyła takie oto zaproszenia jawnym wrogom polskiego państwa, pomijając polskich patriotów?

Współautorka projektu rezolucji o przemocy faszystowskiej w Europie, Róża Thun pisała niedawno: „Europosłowie PiS, dlaczego nie potępiacie faszyzmu? Zagłosowaliście przeciw rezolucji PE potępiającej wszelkie przejawy neo-faszyzmu, rasizmu czy ksenofobii. To jest sprawa, którą powinniśmy poprzeć wszyscy ponad podziałami, zwłaszcza w kontekście zbliżającego się 11 listopada”.

Tymczasem /z ostatniej chwili/

1.”Stowarzyszenie Marsz Niepodległości: Zaproszenie dla prezydenta Dudy aktualne”/rp.pl/

2. Wypowiedź rzeczniczki PiS

Jak widać rzeczniczka ćwierka już z odpowiedniego klucza. Organizatorzy mieli zabronić Polakom polskich symboli oraz antyimigranckich i antykomunistycznych transparentów? Bo tak dyktuje Bruksela i B’nai B’rith?

CzarnaLimuzyna

Za: Legion sw. Ekspedyta – ekspedyt.org (30 października 2018) | – [Org. tytuł: «Brudna gra prezydenta w sprawie Marszu Niepodległości»] Tytuł pochodzi ze strony: dakowski.pl

 


 

Rząd nie zdołał przejąć Marszu Niepodległości

Obozowi rządzącemu nie udało się przejąć Marszu Niepodległości. Ta porażka składa się na prawdziwą klęskę jaką okazała się niezdolność władz do organizacji rzeczywiście okazałych obchodów stulecia odrodzenia Polski – pisze Karol Kaźmierczak.

Jeszcze zanim padły oficjalne wypowiedzi i deklaracje zaczęła się wojna podjazdowa na Twitterze. Anonimowe konta popierające na co dzień wszystko co mówią i robią politycy PiS zaczęły niewybredne ataki na narodowców jako organizatorów Marszu Niepodległości. Posunięto się w nich nawet do zamieszczenia fejkowej grafiki, która miała przy okazji dezawuować głośny, coraz bardziej słyszalny w społeczeństwie sprzeciw nacjonalistów wobec proimigracyjnej polityki rządu.

https://twitter.com/10murzynkow/status/1056543428304125954

Wkrótce potem wzmożona aktywność partyjnych trolli stała się zrozumiała. Rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy ogłosił, że nie weźmie on udziału w Marszu Niepodległości, tłumacząc to brakiem czasu w napiętym harmonogramie głowy państwa. Tłumaczenie to nie świadczy najlepiej o organizacji pracy prezydenta przez jego kancelarię, a może i jego samego. Wszak trzy dni wcześniej Duda zapraszał wszystkich obywateli na Marsz. Czyżby wówczas jeszcze nie wiedział, że nie wystarczy mu na to czasu? Trudno uwierzyć, że zaangażowanie głowy państwa w obchody miesiącami nagłaśnianej rocznicy jest ustalane na dwa tygodnie przed nią.

Niemal natychmiast po ogłoszeniu decyzji prezydenta do ataku na organizatorów Marszu Niepodległości ruszyli czołowi medialni propagandyści obozu rządzącego. Rozpoczął Samuel Pereira formalnie zarządzający portalem TVP Info choć według medialnych spekulacji mający znacznie większe wpływy w telewizji publicznej niż wskazuje na to jego stanowisko. Pereira napisał wiele wpisów sugerujących, że prezydent nie pójdzie w Marszu Niepodległości z winy narodowców, że okrągła rocznica odzyskania niepodległości nie zostanie godnie uczczona i że stało się tak z powodu ambicji liderów partii Ruch Narodowy Roberta Winnickiego i Krzysztofa Bosaka. Pereira, a za nim była szefowa Wiadomości TVP Marzena Paczuska pisali o „zawłaszczaniu” święta. Pereira posunął się nawet do apelu o „oddanie” Marszu Niepodległości. Oczywiście asystowały mu setki anonimowych trolli atakujących na Twitterze i wspomnianych polityków, i narodowców jako takich, czy w końcu sam Marsz Niepodległości. Do akcji włączyła się także rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, Beata Mazurek również krytykując narodowców.

Manifestacja milczącej większości

Apel Pereiry można uznać za pokaz cynizmu. Przez lata po 1989 roku narodowcy byli bowiem jedynymi, którzy organizowali 11 listopada marsz dla uczczenia rocznicy narodzin II Rzeczpospolitej. Tak było także w 2010 roku kiedy dwie największe organizacje narodowe – Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny zamiast maszerować osobno i strukturami lokalnymi w różnych miastach, porozumiały się co do potrzeby zjednoczenia i skoncentrowania swoich wysiłków na rzecz organizacji obchodów Dnia Niepodległości. To właśnie te organizacje założyły Stowarzyszenie Marsz Niepodległości będące formalnym organizatorem uroczystości. Dlatego zresztą zrzucanie decyzji o braku uczestnictwa prezydenta w Marszu na liderów Ruchu Narodowego jest manipulacją sympatyzujących z PiS publicystów. Po organizacyjnych i personalnych perturbacjach, podsumowanych przez porażki wyborcze nacjonalistów, zarówno Młodzież Wszechpolska jak i ONR zdystansowały się od partii politycznej jaką jest RN. W istocie ani Winnicki, ani Bosak nie należą do Zarządu Stowarzyszanie Marsz Niepodległości, ani nie mają w tym wydarzeniu „udziałów organizacyjnych”.

To wszechpolacy i oenerowcy stanowią większość kadry do zadań technicznych, w tym wykonującej trudne a czasem niebezpieczne zadania Straży Marszu. Nie wiadomo więc na jakieś zasadzie narodowcy mieliby „oddawać”, jak to ujął Pereira, coś czego nikomu nie zabierali. Coś co stworzyli kosztem dziesiątek tysięcy złotych rocznie, a także setek godzin pracy zarówno kierowników imprezy jak i zwykłych młodych chłopaków ćwiczących w ramach swoich oddziałów Straży Marszu ochronę uczestników przez cały rok przed jego rozpoczęciem. Coś co wymyślili i konsekwentnie realizowali przez lata i czym przez lata instytucje publiczne, ale też politycy PiS, nie wydawały się być zainteresowane, przenosząc demonstracyjnie swoje obchody 11 listopada do Krakowa.

Pierwszy marsz nie wyróżnił się liczebnością. Drugi – 2011 roku był już liczny. Zgromadził już kilkanaście tysięcy uczestników, których zmobilizowała wówczas agresywna kampania propagandowa przeciw „faszystom na ulicach Warszawy” zorganizowana przez redakcję „Gazety Wyborczej” oraz próba zakłócenia wydarzenia przez anarchistycznych bojówkarzy z Niemiec, znajdujących schronienie w redakcji „Krytyki Politycznej”. Ten pierwszy liczny Marsz Niepodległości, który w następnych latach rozrósł się do rozmiarów największej manifestacji w kraju, obrazował już skąd wzięła się jego narastająca popularność. Marsz Niepodległości stał się oddolnym ruchem „szarych obywateli”, „milczącej większości” zirytowanej arogancją elit, narzucaną przez nie poprawnością polityczną, kwalifikującą każdy ekspresywnie manifestowany patriotyzm w kategoriach nacjonalizmu, zaś każdy nacjonalizm w kategoriach neonazimu, arogancją elit wyzutych z narodowych emocji, przenoszących swoje zaangażowanie i lojalność na mitologizowaną Europę. Policyjne prowokacje i ataki były odczuwalnym przejawem pogardy rządzących „europejczyków” dla tubylców, którymi trzeba kierować, ale których nie trzeba słuchać. Bez względu na ciężką pracę organizatorów Marsz szybko nabrał całkowicie oddolnej, sieciowej dynamiki. Stał się spontaniczną i chaotyczną nową konfederacją tworzoną przez Polaków, w postaci których odżyła stara figura Sarmaty, których być może nie jednoczył żaden konkretny polityczny program, którzy nie konkretyzowali czego chcą, ale dobrze wiedzieli czego nie chcą. Marsz Niepodległości stał się donośnym głosem tych, którym na salonach debaty publicznej dotychczas odmawiano głosu. Jak donośny był to głos, okazało się w czasie wyborów 2015 roku, które przyniosły polityczne trzęsienie ziemi w postaci całkowitej przegranej dotychczas rządzących. Uliczna konfederacja zapowiadała realną polityczną zmianę.

Przez dwa lata nowy rząd PiS przyjął wobec organizatorów Marszu bardzo kurtuazyjną postawę. Jak ręką odjął, po wycofaniu policji i zmianie nastawienia jej dowódców skończyły się zamieszki. Potwierdziło to twierdzenia narodowców i wielu komentatorów, że zamieszki były efektem prowokacji władz rozwiązujących zgromadzenie publiczne pod lada pretekstem, wysyłających przeciw jego uczestnikom uzbrojone po zęby kolumny policjantów w mundurach, ale też wchodzących w tłum funkcjonariuszy ubranych po cywilnemu, ogrywających główną rolę w eskalowaniu sytuacji. Sam Marsz nabrał atmosfery w istocie bardziej świątecznej a mniej kontestatorskiej. Mimo to nowy obóz rządzący decydowały się go przejąć.

Amatorzy u władzy

Jak ujawnił prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz wysokiej rangi politycy PiS spotykali się z nim i innymi przedstawicielami Stowarzyszenia aż siedmiokrotnie. Byli wśród nich pierwszoligowi gracze z bezpośrednim dostępem do Jarosława Kaczyńskiego jak minister Joachim Brudziński i marszałek Stanisław Karczewski. Choć w spotkaniach uczestniczył także podsekretarz stanu z Kancelarii Prezydenta Wojciech Kolarski uświadamia nam to, że plan zmiany formuły Marszu Niepodległości nie powstał w Pałacu Prezydenckim i z myślą o jego lokatorze, lecz raczej w gabinetach przy ulicy Nowogrodzkiej 84/86.

Z informacji jakie uzyskałem z rozmowy z prominentnym przedstawicielem narodowców wynika, że to strona rządowa naciskała na rozpoczęcie tych rozmów. Co ciekawe pierwszy kontakt wyszedł z Kancelarii Premiera. W dodatku w pierwszym spotkaniu nie uczestniczył Kolarski ani żaden innych przedstawiciel prezydenta, co potwierdza, że odgrywał on pasywną rolę, a gra była grą kierownictwa PiS. Skalę amatorszczyzny politycznej tego kierownictwa obnaża fakt, że czołowi działacze a zarazem urzędnicy państwowi rozpoczęli rozmowy ze Stowarzyszeniem Marsza Niepodległości dopiero we wrześniu. Wśród warunków postawionych przez obóz rządzący było by Marsz otworzył prezydent oraz by w czasie manifestacji nie pojawiły się żadne szyldy organizacyjne i hasła polityczne – czy to na transparentach czy to wśród wznoszonych okrzyków. Narodowcy mieli zgodzić się na te warunki co zresztą już w niedzielę potwierdził Bąkiewicz i wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witold Tumanowicz, jeszcze raz wystosowując zaproszenie do prezydenta by jednak przyszedł na manifestację. Jednak mój rozmówca wspomniał o innym warunku, tym razem zaporowym, postawionym przez władze. Politycy PiS domagali się formalnego przejęcia organizacji Marszu przez państwowy Komitetu Narodowych Obchodów Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości. Ten sam komitet do którego władze od dwóch lat nie potrafiły zaprosić nikogo ze środowisk narodowców mimo, że znalazło się w nim miejsce i dla przedstawicieli pozaparlamentarnej, planktonowej lewicy jak Polska Partia Socjalistyczna czy Zieloni, i reprezentantów związków zawodowych czy mniejszości narodowych. W czasie rozmów narodowcy próbowali uratować porozumienie proponując włączenie ich przedstawiciela do państwowego Komitetu i pisemną umowę w sprawie organizacji manifestacji, jednak spisania porozumienia odmówiła strona rządowa. Według uzyskanych przez mnie informacji ostatnie spotkanie grupy negocjacyjnej odbyło się w zeszłym tygodniu i zakończyło się bez uzyskania porozumienia. Mimo to prezydent zapraszał kilka dni później do uczestnictwa w Marszu Niepodległości.

Obóz rządzący niewątpliwie chciał przejąć nie tyle manifestację co swego rodzaju instytucję jaką się stał Marsz Niepodległości. Przyczyną z pewnością jest fakt, że manifestacja organizowana przez narodowców na pewno przyćmi wszelkie imprezy organizowane przez instytucje publiczne. Jeśli chodzi o te ostatnie stwierdzić można, że wbrew trwającemu od kilkunastu miesięcy biciu piany, władze nie zaproponowały na nadzwyczajną rocznicę nic nadzwyczajnego. Napisana na kolanie ustawa o dniu wolnym przypadającym na 12 listopada, przepychana dwa tygodnie przed świętem, w perspektywie której obywatele nie wiedzą czy mogą wycofywać wnioski urlopowe czy nie, to kompromitacja obozu rządzącego. Najlepiej w ramach państwowych przygotowań obchodów funkcjonował program dotacyjny „Niepodległa” w ramach którego instytucje kultury i organizacje pozarządowe mogły wnioskować o środki finansowe na swoje lokalne inicjatywy na rzecz uczczenia stulecia odrodzenia Polski. Instytucje centralne zawiodły. Nadal mamy państwo z dykty. Paździerzowi okazali się zresztą i czołowi politycy PiS, którzy, jakby to cynicznie nie zabrzmiało, nie potrafili rozegrać narodowców, których zresztą w swoje narracji często przedstawiają jako niedojrzałych i niezdolnych do brania odpowiedzialności za państwo.

Potencjał kontestacji

Wydaje się jednak, że próba przejęcia Marszu Niepodległości wynikała nie tylko z iście sanacyjnego odruchu upaństwawianie tego co da się upaństwowić i to bez względu na jakość zarządzania państwowymi instytucjami przez nominatów obecnej partii rządzącej. Na zapleczu społecznym partii rządzącej buzuje. Niektórzy wyborcy PiS głosują już na tę partię z zaciśniętymi zębami, obserwując jej skrajnie proimigracyjną politykę, grożącą zmianą stosunków narodowościowych w państwie, czy zupełną uległość wobec Izraela i środowisk żydowskich. Nietrudno zrozumieć, obawy polityków partii rządzącej, że Marsz Niepodległości stanie się tym, czym był u zarania – głosem kontestacji. Głosem protestu ludzi, którzy poparli obóz polityczny robiący obecnie coś całkiem innego niż obiecywał w czasie kolejnych kampanii wyborczych. Głosem protestu ludzi, którzy nie mogą już traktować poważnie propagandy sukcesu mediów państwowych i sympatyzujących z PiS szczególnie, że media te milczą w kwestii ich obaw związanych z imigracją.

Zobacz także: Parlament Europejski uznał Marsz Niepodległości za neonazistowski

Zobacz także: Depolityzacja Marszu Niepodległości

Karol Kaźmierczak

Za: Kresy.pl (31 października 2018)

 


 

Skip to content