Aktualizacja strony została wstrzymana

Dobieramy z uczciwych – Stanisław Michalkiewicz

I jak tu nie przywołać programu politycznego, nakreślonego w krótkich słowach przez Franciszka Fiszera, który własny majątek, gdzieś pod Ostrołęką przejadł i przepił, a później funkcjonował dzięki sympatii, jaką otaczali go jego wyznawcy, którzy w dodatku uważali go za „filozofa”? Fiszer rzeczywiście studiował w jakimś Lipsku, czy Dreźnie, ale jedyne, co mu się udało, to wylansowanie pewnego docenta. Ówczesne niemieckie przepisy stanowiły, że wykładać może docent, na którego wykłady przychodzi co najmniej trzech słuchaczy. Fiszer, któremu bełkoty owego docenta szalenie się spodobały, wynajął kilku dorożkarzy, umożliwiając w ten sposób docentowi prowadzenie wykładów. Sprawa szybko nabrała rozgłosu i zaciekawieni ludzie przychodzili na te wykłady, dzięki czemu docent stał się popularny, a jego reputacja, jako tęgiego filozofa, została utrwalona. Ale mniejsza z tym, chociaż nie od rzeczy będzie zawrócić uwagę, że i dzisiaj kariery rozmaitych filozofów rozwijają się dzięki takim przypadkom – bo chciałem przecież nawiązać do fiszerowskiego programu politycznego. Zapytany przez jakiegoś swojego wyznawcę, co trzeba uczynić, aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej (tak, tak, to pytanie stawia sobie każde pokolenie Polaków, a nie tylko Edward Gierek, po którym został w sklepach ocet, musztarda i kartki), odpowiedział, że nie będzie w Polsce dobrze, dopóki nie rozstrzela się siedmiuset tysięcy łajdaków. Zaskoczony śmiałością i rozmachem programu, rozmówca zwrócił Fiszerowi uwagę, że aż tylu łajdaków może w Polsce nie być i co wtedy? Fiszer odparł, że to nic nie szkodzi, bo „w razie czego dobierzemy z uczciwych”.

Dzisiaj ta metoda osiągania dobrobytu została zarzucona, bo lichwiarska międzynarodówka, w której, nawiasem mówiąc, Żydzi mają wyraźną nadreprezentację, zorientowała się, że z żywego niewolnika jest więcej pożytku, niż z martwego. Wynika to wprost z wyliczeń zawartych w książce „Historia medycyny SS”, gdzie ze zdumieniem czytamy, że zysk finansowy z jednego więźnia koncentraków nie przekraczał kilku marek nawet przy uwzględnieniu takich pozycji, jak „dochód z utylizacji zwłok”. Tymczasem jeśli wyprodukować pieniądz fiducjarny, a potem pożyczyć go milionom ludzi na wysoki procent, oczywiście żeby Polska mogła rosnąć w siłę, a oni – żyć dostatniej – to zysk finansowy z takiego żyjącego niewolnika jest nieporównanie większy, a w dodatku taki niewolnik jest ze swego losu bardzo zadowolony i gotów jest za swoich dobroczyńców oddać życie.

Dlatego w dzisiejszych czasach na czoło sposobów duraczenia wybija się „wrażliwość społeczna”, w ramach której rosnąca armia dobroczyńców ludzkości tworzy coraz to nowe urzędy gwoli przychylenia obywatelom nieba, z czego oni cieszą się szalenie, nie zdając sobie sprawy z tego, że nie tylko muszą zapłacić za dobrodziejstwa, którymi są obsypywani, ale w dodatku – utrzymać rosnącą armię swoich dobroczyńców, którzy przecież byle czego nie zjedzą. Roztropność rządzenia skłania Umiłowanych Przywódców do unikania ostentacji i takiego konstruowania mechanizmów finansowego drenażu, by nie tylko zawsze wyglądało, że płacić musi ktoś inny, ale również do preferowania rozwiązań wychodzących naprzeciw potrzebie stworzenia coraz to nowych żerowisk dla biurokracji. Znakomitym przykładem tej metody jest sławny program „500 plus”, który – jak słychać – jest rozszerzany na coraz to inne dziedziny i jak tak dalej pójdzie, to dojdziemy do „100 procent” – już bez plusa, bo w tej sytuacji – jak to zauważył Kukuniek – mogą pojawić się wyłącznie „plusy ujemne”. Jak tedy pamiętamy, rząd postanowił oprzeć finansowanie programu „500 plus” i wszystkich innych, na tak zwanym „uszczelnieniu systemu podatkowego”. Ten system, nie tylko zresztą podatkowy, opisał jeszcze w latach 60-tych Stefan Kisielewski w felietonie „Historia tubki z klejem”, będącym znakomitą analizą nie tylko funkcjonowania mechanizmu ówczesnej gospodarki socjalistycznej, ale również desperackich prób opanowania narastającego chaosu. To „uszczelnianie” miało być biczem karzącym na oszustów, co to wykorzystywali luki w systemie dla osobistego bogacenia, wskutek czego „budżet” cierpiał na chroniczny niedosyt, że szkodą dla szczęścia szerokich mas obywateli. Rzeczywiście – jeśli wierzyć rządowi – to tych oszustów było całkiem sporo, zwłaszcza w obozie zdrady i zaprzaństwa, więc budżet odczuł wyraźną poprawę, w przeciwieństwie do reputacji obozu zdrady i zaprzaństwa, która bardzo się pogorszyła. Była to zatem odmiana leninowskiego programu „grab nagrabliennoje!” Pojawiła się atoli trudność w tej postaci, że uszczelnienie jest przedsięwzięciem jednorazowym i jeśli nawet budżet początkowo będzie w stanie sfinansować programy rozdawnicze, to po skutecznym „uszczelnieniu” żadnych dodatkowych wpływów może już nie być. Tymczasem do dobrego obywatele się przyzwyczajają, a co gorsza – zaczynają te dobrodziejstwa uważać za oczywiste i należne, za rodzaj „praw nabytych”, toteż rząd, pragnąc utrzymać reputację „dobrej zmiany”, musi inicjować i uruchamiać coraz to nowe programy rozdawnicze – i to właśnie robi. Gdyby po prostu obniżył obywatelom podatki, to w ich kieszeniach mogłoby zostać nawet więcej pieniędzy, niż uzyskują z programów rozdawniczych, ale cóż z tego, kiedy przy takim rozwiązaniu nie powstawałyby żadne biurokratyczne synekury, na których można ulokować rosnące zastępy członków własnego zaplecza politycznego? Dlatego rząd „dobrej zmiany” podobnie zresztą jak i poprzedni rząd „zmiany złej”, musi wychodzić naprzeciw oczekiwaniom własnego zaplecza politycznego i tworzyć mu coraz to nowe żerowiska.

Jak to jeszcze za pierwszej komuny przenikliwie zauważył tow. Władysław Gomułka, że „z próżnego i Salamon nie naleje”, tak i teraz pojawiły się oznaki, że efekty „uszczelnienia” zaczynają się wyczerpywać, albo nawet już się wyczerpały. Oczywiście w rządowej telewizji, która już dawno przestała informować, co się dzieje na świecie, tylko wyłącznie uprawia propagandę, polemizując z taka samą propagandą, tyle, że w odwrotna stronę, jaką uprawiają telewizje nierządne z TVN na czele – więc w rządowej telewizji o tym się nie usłyszy, bo to rodzaj opium dla obywateli – ale zza tej fasady słychać odgłosy krzątaniny, zmierzającej w kierunku programu nakreślonego w swoim czasie przez Franciszka Fiszera – oczywiście w formie nieco złagodzonej, przynajmniej na razie. Najwyraźniej efekty „uszczelniania” przestały działać, bo w lipcu w miejsce 10 mld zł oszczędności pojawił się 20-miliardowy deficyt, żeby spełniło się to, co zapisano w tegorocznej ustawie budżetowej, tj, deficyt na poziomie ponad 41 mld złotych. Toteż nic dziwnego, że w tajnej instrukcji Urzędu Skarbowego w Kielcach zaleca się ściganie przedsiębiorstw legalnie działających, jeśli tylko mają jakiś majątek – bo z oszustów już nic wyciągnąć się nie da. Zatem – dobierzemy z uczciwych – ale nie do rozwałki, tylko do wyszlamowania.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    22 sierpnia 2018

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4288

Skip to content