Aktualizacja strony została wstrzymana

Chaos kontrolowany i prawdziwy – Stanisław Michalkiewicz

No i mamy pierwsze efekty niedawnego szczytu w Helsinkach. Jak to ujawnił prezydent USA Donald Trump, rozmawiano tam o sprawach nader światowych, to znaczy – o zaprowadzeniu jakiegoś modus vivendi na świecie, który w ostatnich latach jakby zaczął pogrążać się w chaosie. Z jednej strony jest to chaos kontrolowany – jak w przypadku krajów uważanych w przeszłości za potencjalne zagrożenie dla Izraela. Jak wiadomo, w następstwie „operacji pokojowych”, „misji stabilizacyjnych”, „walki o pokój” lub o „demokrację”, kraje te zostały wtrącone w stan krwawego chaosu. W rezultacie przestały stanowić zagrożenie dla Izraela, którego obrona jest od wielu dziesięcioleci podstawowym dogmatem amerykańskiej polityki zagranicznej. Ubocznym skutkiem tego chaosu jest masowa emigracja z tych krajów do Europy, a trzon uciekinierów stanowią młodzi mężczyźni przed 30 rokiem życia, a więc mężczyźni zdolni do walki. Ogołocenie tych obszarów z takich mężczyzn dodatkowo zmniejsza zagrożenie dla Izraela, ale dla Europy zwiększa – a w każdym razie – rodzi problemy z którymi próbujące kierować Europą eunuchy najwyraźniej nie dają sobie rady. O ile zatem na obszarze Bliskiego i Środkowego Wschodu oraz Afryki Północnej chaos wydaje się kontrolowany, o tyle masowy napór tamtejszej ludności na Europę może doprowadzić do chaosu niekontrolowanego, to znaczy – do zamętu, z którego może wyłonić się Europa, ale już całkiem inna od tej, którą znaliśmy. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że przez Europę przewala się na podobieństwo tornada komunistyczna rewolucja, tym razem nie nakierowana już na gwałtowną zmianę stosunków własnościowych i terror, jak to miało miejsce w przypadku strategii bolszewickiej, tylko na masowe duraczenie milionów ludzi poprzez wbijanie im do głów doktrynerskich urojeń w miejsce rzeczywistości. W rezultacie tych działań historyczne narody europejskie mogą zostać doprowadzone nie tylko do stanu psychicznej bezbronności, ale nawet do przekształcenia się w tak zwany „nawóz Historii”. Charakterystyczne dla tej rewolucji jest to, że – podobnie jak w przypadku rewolucji bolszewickiej – w jej awangardzie występuje żydokomuna, która wszelkie próby obrony tożsamości historycznych europejskich narodów energicznie zwalcza – tym razem już nie jako „kontrrewolucję”, tylko jako „antysemityzm” i „populizm”.

Niezależnie od chaosu kontrolowanego, świat zaczął coraz głębiej pogrążać się w chaosie niekontrolowanym. Rzecz w tym, że panujący jeszcze 120 lat temu porządek ustanowiony przez kierowników Imperium Brytyjskiego, od co najmniej 100 lat doznaje pogłębiającej się erozji. Przyczyniły się do tego dwie wojny światowe, które w gruncie rzeczy były europejskimi wojnami domowymi, rewolucja bolszewicka, która rozbijanie imperiów kolonialnych uczyniła jednym z najważniejszych elementów swojej globalnej strategii, rozwój motoryzacji i komunikacji lotniczej, który skokowo zwiększył zapotrzebowanie na ropę naftową i obsypał biedne kraje deszczem złota, postęp medycyny i tak zwana „zielona rewolucja” czyli wzrost światowej produkcji żywności. Na czoło głównych producentów żywności wysunęły się w tym czasie państwa uważane wcześniej pod tym względem za upośledzone, np. Indie, czy Chiny. W roku 2012 największym światowym producentem pszenicy były Chiny (18 proc.), na drugim miejscu – Indie (14 proc.) na trzecim – USA (9 proc.), na czwartym – Francja (6 proc.), na piątym Rosja (prawie 6 proc.), na szóstym – Australia (4,5 proc.) a na siódmym – Kanada (4 proc.). W produkcji żyta przodują Niemcy (prawie 28 proc.), wyprzedzając Polskę (20 proc.) w produkcji ryżu – Chiny (28 proc), Indie i Indonezja. USA przodują w produkcji kukurydzy (prawie 32 proc.) wyprzedzając Chiny (24 proc.) i Brazylię (8 proc.). Dzięki tym czynnikom, w tzw. „Trzecim świecie” doszło do prawdziwej eksplozji demograficznej. W Europie średni wiek wynosi nieco ponad 42 lata, podczas gdy w Afryce 23,8 lat, a w Azji 33,2 lat. W USA – ponad 39 lat. Młode i dynamiczne narody nie chcą pogodzić się z miejscem i rolą, jaką 120 lat temu wyznaczyli im kierownicy Imperium Brytyjskiego i poszukują swego miejsca w świecie. Ponieważ stworzony po II wojnie światowej mechanizm utrzymywania świata w ryzach przestaje pełnić swoją rolę, polityka międzynarodowa powraca do naturalnego stanu anarchii. Stan anarchii atoli nigdy nie jest trwały, bo prędzej, czy później ustala się hierarchia i pytanie brzmi – czy ten proces dokona się bezkonfliktowo, czy w następstwie konfliktu czy konfliktów. O ile jeszcze w roku 1990 wydawało się, że świat jest politycznie jednobiegunowy z USA jako hegemonem, to obecnie tamten obraz ma już tylko znaczenie historyczne. Używając kwiecistego sformułowania chińskiego, żyjemy w epoce „walczących cesarstw”: Cesarstwa Amerykańskiego, Cesarstwa Europejskiego, Cesarstwa Chińskiego, Cesarstwa Rosyjskiego i ambitnego Cesarstwa Indyjskiego – a w kolejce czeka Brazylia. Wreszcie kraje zaliczane do niedawna do „zacofanych”, jak Pakistan, czy Korea Północna, weszły w posiadanie broni jądrowej i środków jej przenoszenia, a w trakcie dochodzenia do tej broni jest Iran, który wprawdzie energicznie się tego wypiera, ale prezydent Trump uważa te irańskie zapewniania za fałszywe. Broń jądrową ma też Izrael, ale nieoficjalnie, bo oficjalnie jej „nie ma”. Jednak kiedy w roku 1975 na Oceanie Indyjskim, na południowy wschód od Kapsztadu, satelity zarejestrowały błysk eksplozji atomowej, kraje arabskie z listy swoich priorytetów politycznych zaczęły wykreślać „zniszczenie Izraela”. W tej sytuacji nie można wykluczyć, że przynajmniej te państwa islamskie, które dysponują dochodami ze sprzedaży ropy naftowej, postarają się kupić broń jądrową, zwłaszcza, że pojawiły się fałszywe pogłoski, jakoby to już się stało.

Skoro nie można opanować erozji dotychczasowego porządku świata, to mocarstwa próbują dokonać tej sztuki wycinkowo. I na tym m.in. polegają właśnie efekty niedawnego szczytu w Helsinkach. Najwyraźniej prezydent Trump pogodził się z przegraną USA w Syrii i z przejściem tego kraju pod kuratelę Rosji, która – jak się okazuje – złożyła dwie obietnice: że – po pierwsze – nie dopuści do zbliżenia oddziałów irańskich do granicy z Izraelem i będzie przestrzegała porozumienia z 1974 roku (po wojnie Jom Kipur) o rozdziale sił na Wzgórzach Golan, a Izrael – że nie będzie atakował wojsk syryjskich. Realizacja tego porozumienia już się rozpoczęła; w nocy z 21 na 22 lipca Izrael ewakuował z Syrii, przeważnie do Jordanii, z którą ma traktat pokojowy podpisany w roku 1994, swoich agentów i dywersantów, działających pod pretekstem niesienia „pomocy humanitarnej”. Pewnie nie wszystkich – ale ostentacyjny gest dobrej woli został wykonany. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak objawione zostaną jakieś ustalenia dotyczące Ukrainy – na przykład w postaci międzynarodowego uznania niepodległości Noworosji – no i naszego, jakże nieszczęśliwego kraju, bezwzględnie posłusznego wobec Naszego Najważniejszego Sojusznika, który najwyraźniej szykuje się do kolejnego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Polska Niepodległa”    10 sierpnia 2018

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4280

Skip to content