Aktualizacja strony została wstrzymana

Prymas i jego wrogowie. Z nie tak dawnej historii…

W 1944 roku, kiedy w granice Polski weszła Armia Czerwona (Rabocze-krest’janskaja Krasjnaja armija), stało się jasne, że naszemu krajowi zostanie za aprobatą zachodu narzucony obcy i wrogi system społeczno-kulturowy, którego celem będzie eksploatacja narodu i całkowite zniszczenie dotychczasowego dorobku Polaków. Chrześcijańska cywilizacja Polski została ocalona dzięki wysiłkom Prymasa ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego. Spotykały go za to bezustanne ataki, nie tylko ze strony władz naczelnych komunistycznego państwa, ale także, a nawet przede wszystkim ze strony tzw. zaangażowanej inteligencji. Wszystkie agresywne działania wymierzone w Prymasa miały na celu nie tylko dezorganizacje Kościoła Katolickiego w Polsce, ale także zniszczenie kardynała Wyszyńskiego. Agresja werbalna i terror moralny był równie dotkliwy, jak fizyczna przemoc, czy internowanie.

Jak wiadomo, przed II wojną światową ks. Stefan Wyszyński działał m. in we Włocławku, gdzie prowadził wykłady dla robotników w ramach Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego. Jego prelekcje były bardzo popularne i ściągały rzesze zainteresowanych. Ks. Wyszyński założył Katolicki Związek Młodzieży Robotniczej i był duszpasterzem Chrześcijańskich Związków Zawodowych. Założył sieć Katolickich Uniwersytetów Ludowych. We Włocławku, gdzie działał, znajdowała się wtedy wielka fabryka celulozy. Otóż w 1950 Igor Newerly napisał komunistyczną powieść pt. „Pamiątka z celulozy”. Część akcji tej książki dzieje się właśnie w przedwojennym Włocławku. Główny bohater pracuje w fabryce i w jednej z pierwszych scen udaje się wraz z ojcem na wykład pewnego księdza organizowany dla robotników. Oczywiście wykład jest mocno antysemicki i antykomunistyczny. W trakcie tej prelekcji wybucha awantura wywołana przez znajdujących się na sali komunistów. Ta scena znalazła się także w ekranizacji powieści nakręconej w 1953 r. przez Jerzego Kawalerowicza („Celuloza”). Miejsce akcji i kontekst całej sceny, pozawala wysnuć wniosek, że była ona bezpośrednio wymierzona w ks. Prymasa i jego działalność (choć ksiądz z powieści i filmu nazywa się Woyda). Rzecz jasna Tygodnik Powszechny pisał później o Kawalerowiczu bardzo pochlebnie.  Kawalerowicz był od 1954 r. członkiem PZPR, posłem na sejm PRL, w latach osiemdziesiątych XX wieku członkiem Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. Jego inny film, „Matka Joanna od Aniołów” (1960) został określony przez ks. Prymasa Wyszyńskiego jako obrażający uczucia religijne katolików. Trzeba przy tym wspomnieć, że film został nakręcony na podstawie opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, pisarza bardzo hołubionego przez komunistyczne władze kraju. Film jest tak samo jak opowiadanie pisarza pełen absurdów i nielogicznych scen. Główny bohater, ksiądz Suryn, jest Jezuitą i egzorcystą, który przybywa do klasztoru Urszulanek na Smoleńszczyźnie w końcu XVII wieku, by uwolnić matkę przełożoną od dręczących ją złych duchów. Nie udaje mu się to zupełnie i o pomoc zwraca się do miejscowego Żyda (!), co było rzeczą zupełnie niemożliwą w tamtych czasach. Niemal wszystkie postaci w filmie (i w opowiadaniu) są mroczne i odrażające. Utwór J. Iwaszkiewicza zawiera zupełnie absurdalne fragmenty, takie jak ten: „Ojciec spojrzał przez okno: uciekali dachem, skacząc jak małpy i potykając się na starych gontach, które wyfruwały im spod butów.” opowiadanie kończy się strasznym i bezsensownym zabójstwem dwóch chłopów, dokonanym siekierą przez księdza Suryna. Dziś powiedzielibyśmy po prostu: horror klasy C. Tak naprawdę był to bardzo perfidnie zaplanowany atak na dobre imię Kościoła i osób duchownych, ukazanych jako ludzie nienormalni i zbrodniarze.

Kolejny film Kawalerowicza, „Faraon” (1965), był również zawoalowanym atakiem na Prymasa. Postać arcykapłana Herhora (zagrana przez Piotra Pawłowskiego) była tak wypracowana, by przypominała Kardynała, nawet w gestykulacji i sposobie wypowiadania się. Konflikt młodego Ramzesa z kapłanami został pokazany, jako alegoria konfliktu władzy z Kościołem Katolickim w Polsce. Warto dodać, że jedną z ról w filmie zagrał Leszek Herdegen, który w 1953 roku podpisał rezolucję Związku Literatów Polskich w Krakowie w sprawie procesu krakowskiego, potępiającą skazanych duchownych. Film nie odniósł jednak spodziewanego efektu, bo na ulicach Warszawy mieszkańcy z upodobaniem powtarzali sobie dowcip: „– Dokąd będą wyświetlać w kinach „Faraona”? – Dopóki Gomułka nie wbije sobie do głowy, że z kapłanami nie wygra.”

Jednym z powodów ataków części polskich intelektualistów na ks. Prymasa Wyszyńskiego była jego przedwojenna działalność antykomunistyczna. W 1938 roku ks. dr Stefan Wyszyński opublikował pracę pt. „Kultura bolszewizmu a inteligencja polska”. Wskazał w niej przyczyny i skutki sprzyjania komunizmowi przez polską inteligencję. Odniósł się przy tym do konkretnych publikacji inteligentów i wskazywał ich co bardziej kompromitujące fragmenty. Otóż w tej właśnie pracy wymienił w negatywnym kontekście słynne czasopismo Wiadomości Literackie, jako propagujące bolszewizm. W tym czasopiśmie publikowali pisarze: Julian Tuwim, Jarosław Iwaszkiewicz, Jerzy Wittlin, Tadeusz Boy-Źeleński, Irena Krzywicka i inni.  Było to pismo o odcieniu zdecydowanie lewicowym. Propagowało antyreligijną postawę, antyklerykalizm, aborcję i eugenikę. 29.X.1933 roku Wiadomości Literackie wypuściły specjalny numer poświęcony kulturze radzieckiej Rosji. Ks. dr Wyszyński od razu wyczuł w tym nową bolszewicką taktykę, która zakładała posłużenie się inteligencją do szerzenia komunistycznego światopoglądu i rozprzestrzeniania rewolucji. Taka taktyka polegała na przypodobaniu się intelektualistom i próbie zaimponowania kulturalnymi osiągnięciami ZSRR. Stawiała intelektualistów na czele rewolucji. Tego typu niebezpiecznym mrzonkom przeciwstawiał ks. dr Wyszyński rzetelną znajomość życia codziennego i realiów ekonomicznych w ZSRR. Ks. dr Wyszyński pisał: „(…) Europa broni się przed barbarzyństwem. W walce tej pomóc chcą „Wiadomości Literackie”, i dlatego wzywają do współpracy czterdziestu… bolszewików, od Karola Radka począwszy do Arkadjewa, Biełyja, Eisensteina, Glebowa, Gruzdiewa, Iwanowi, Kolcowa, Łunaczarskiego, Meyerholda, Słonimskiego, Swietłowa, Tretjakowa itd. „Pochwała kultury bolszewickiej”, uważanej dotychczas za wyjątkowe w Europie zorganizowane barbarzyństwo, ma być skutecznym środkiem do walki z… barbarzyństwem. Stuprocentowi bolszewicy wywiązali się z zadania dzielnie; pochwalili jak mogli, wszystko, co w Sowietach uznali za najlepsze. (…)” Rozpracował metodę dywersji ideologicznej stosowaną przez sowieckie kierownictwo polityczne: „(…) By pozyskać inteligencję, bolszewizm dąży do wytworzenia wokół siebie kół sympatyków i przyjaciół, którzyby wyręczali w swoich krajach bolszewików, przez szerzenie przekonania o wartości bolszewizmu i rewolucji. Koła takie powstają w całym świecie, już to pod firmą placówek handlowych, już też wprost – oświatowych i kulturalnych. Znana jest powszechnie działalność tzw. M.O.P.R. – Międzynarodowej czerwonej pomocy, która, według danych ze stycznia 1932 roku, liczby 67 sekcyj narodowych 12.313 oddziałów, a w nich około 5 miljonów członków. Wśród członków M.O.P.R.-u znajdujemy takie nazwiska, jak Einstein i Romain Rolland. (…)” Ks. Wyszyński alarmował, że polska prasa, nawet ta związana z obozem rządowym („Jutro pracy”, organ Legionu Młodych) chłonie zbrodnicze i szkodliwe radzieckie pomysły: „(…) Czy „Dekada” może wziąć odpowiedzialność za przyznawanie ewentualnej polskiej czrezwyczajce uprawnienia w obronie rewolucji: „moralne wyniszczenie, a nawet fizyczne wytępienie jej wrogów!” Wiadomo, że w Rosji uprawnienia te zwróciły się przede wszystkim przeciwko ludziom, pochodzącym z tych samych sfer społecznych, które u nas tworzą czytelników „Dekady”. Wiemy, że uprawnienia te, stanowiące ośrodek filozofji państwowej Sowietów, i metodę rządzenia obywatelami bolszewickimi, zrosiły ziemię rosyjską łzami i krwią, nietylko „winnych”. (…) Podobne skłonności do ulegania dialektyce, przyjętej dziś w Rosji bolszewickiej, widzimy w „Państwie Pracy” – współpracownicy organu Legjonu Młodych piszą o specach (w sztuce), o potrzebie czystki, o gazecie ściennej. Wszystkim tym pojęciom odpowiadają krwawe widma wyniszczonej inteligencji zawodowej, terroryzowanych członków rządzącej (sic!) partji a nawet robotnikach w fabrykach, z których wydobywa się służalczą uległość obawą przed ośmieszeniem w gazecie ściennej. Są to wszystko wynalazki ludzi, którzy nigdy nie wyrobili w sobie chrześcijańskiego szacunku dla osoby ludzkiej. (…)” Warto dodać, że Legion Młodych, powołany z inicjatywy premiera Janusza Jędrzejewicza, należał organizacji najściślej związanych z ówczesnym (sanacyjnym) rządem polskim.

Ks. Wyszyński celnie i z dużym poczuciem humoru wytknął polskim intelektualistom głupotę i bezmyślne zaufanie do treści głoszonych przez radziecką propagandę: „(…) Gdy się czyta w „Wiadomościach Literackich” artykuł tow. Rafała Radka o postępach kultury robotniczej, o wzroście nakładów pism, o rozchwytywanych książkach, o miljonach uczniów, przepełnionych teatrach, kinach, o robotnikach piszących książki, o sześcioletnich synkach – zamiast pospolitych wiekowi epitetów przezywających matki od sinusów i cosinusów, to ogarnia nas rozrzewnienie. I byłoby wszystko w porządku z temi kwiatkami, gdyby w bolszewickim kożuchu nie brakło dziur, które tow. Radek, w przystępie szczerości sam odsłania. Oto rozwój pracy i czytelnictwa szedłby dalej, gdyby nie pewna przeszkoda… brak papieru. Z tym brakiem Sowiety nie mogą sobie, rzecz dziwna, poradzić, gdyż brak go od tylu lat nie tylko na gazety, ale nawet na podręczniki szkolne dla „miljonów uczących się ludzi”. „Na prowincji – pisze tow. Radek – zdarza się niejednokrotnie, że uczniowie sypiają na ławkach i stołach w budynkach szkolnych”. W Polsce się to jeszcze, dzięki Bogu, nie zdarza. Symboliczny jest również przepełniony ludnością teatr w Magnitogorsku, w którym – według relacji p. Radka w „Wiadomościach Literackich” – na głowy przypatrującej się sztuce ludności deszcz lał się strumieniami, zmuszając widzów do zasłaniania się deskami. To są symbole całej nowej kultury bolszewickiej, unoszącej się w dymach reklamy, wielkiej tem, że nie posiada… ani papieru na druki, ani miejsca na spoczynek dla dzieci szkolnych, ani dachu nad głową. (…)”. Przyszły Prymas wprost zarzucił prorządowym dziennikarzom i działaczom piszącym na łamach różnych pism, że chcą komunizmu i do niego dążą: „(…) „Państwo Pracy” zapewnia, że już dziś „żyjemy w momencie przeobrażenia się Państwa i społeczeństwa z indywidualistycznego w kolektywne” (30.IX.1933). Wzorem dla tej przebudowy ma być zdaniem p. Skiwskiego, Rosja: „Mam wrażenie – pisze w „Wiadomościach Literackich” – że w zakresie życia gospodarczego Rosja Sowiecka wprowadziła w życie to, co narzuca się z nieodpartą koniecznością wobec bankructwa kapitalizmu”. A p. Baczyński na łamach tegoż pisma wręcz doradza: „Jakkolwiek Rosja wyprzedziła Polskę, już wkrótce ukaże się konieczność wygładzenia zbyt jaskrawych różnic celem utrzymania równowagi gospodarczej Europy Wschodniej”. Pan Zapasiewicz z „Państwa Pracy” tłumaczy na czem to wygładzenie różnic powinno polegać. Nastąpi to w drodze „upaństwowienia wszelkich ośrodków przemysłowych i wywłaszczenia do pełnego minimum większej własności ziemskiej, zastępując teoretyczny automatyzm realnym, z góry powziętym planem gospodarczym. Wolną inicjatywę gospodarczą – skoordynowanym wysiłkiem całego społeczeństwa w imię wspólnego dobra”. A więc kolektywizm! (…)” Ks. dr Wyszyński trafnie wykazał, że spora część polskich intelektualistów, a nawet koła polityczne związane z sanacją dążą do ustroju kolektywistycznego, do komunizmu. Nic dziwnego, skoro wielu z nich było już przed pierwszą wojną światową zatwardziałymi socjalistami, związanymi sympatią lub wprost więzami organizacyjnymi z różnymi odłamami Polskiej Partii Socjalistycznej. Ich pomysły zapowiadały to, co miało nadejść do Polski po kolejnej wojnie.

Okazało się, że polscy, nastawieni lewicowo inteligenci nic nie wiedzą, powielają jedynie wymysły radzieckiej propagandy. Polemiki i krytyka skierowana przeciwko lewicującej inteligencji, nie tylko tej z Wiadomości Literackich, ale także z innych pism. Musiały wielu z autorów z dotknąć do żywego. Ci, którzy przeżyli wojnę i zostali w Polsce na pewno dobrze zapamiętali publikacje przyszłego Prymasa. Zwłaszcza należący do lewicy sanacyjnej Jarosław Iwaszkiewicz musiał to zapamiętać i chciał się zapewne w jakiś sposób zemścić. Stąd później zgodził się na wykorzystanie swojego opowiadania „Matka Joanna od Aniołów” (1942) do nakręcenia w latach sześćdziesiątych antykatolickiego filmu Kawalerowicza.

Wśród krytyków Prymasa znajdujemy także Stanisławę Grabską, córkę Stanisława Grabskiego (największego lawiranta politycznego w historii nowożytnej Polski, zaczynał od PPS-u, przeszedł do Endecji, a skończył jako wiceprzewodniczący komunistycznej Krajowej Rady Narodowej po wojnie). S. Grabska należała do Tajnej Sodalicji Mariańskiej i komendy Związku Walki Zbrojnej w czasie II wojny światowej. Po wojnie studiowała teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i była działaczką Koła Inteligencji Katolickiej. Związana ze „Znakiem” i „Tygodnikiem Powszechnym”. Uczestniczyła w jednym z zebrań apostolatu świeckich w czasie Soboru Watykańskiego II. S. Grabska napisała m. in. o Prymasie: „(…) Był bowiem ogromnie przywiązany do tej wizji Kościoła, jaką reprezentował Pius XII – bardzo hierarchicznej i paternalistycznej. Ten paternalizm bardzośmy odczuwali i do dzisiaj ciąży on nad polskim Kościołem. (…)” Opinia tego typu może być dość wymowna w świetle kilku faktów. S. Grabska wykładała dla Podyplomowego Studium Religioznawczego Uniwersytetu Warszawskiego. W działalność tego studium byli zaangażowani tacy wykładowcy, jak prof. Edward Ciupak. Studium było związane z założonym w 1958 r. Polskim Towarzystwem Religioznawczym, zajmującym się m. in. krytyką religii z pozycji ateistycznych i marksistowskich pod płaszczykiem badań naukowych. Jednym z jego prezesów był m. in. Józef Keller, były ksiądz katolicki, a także Witold Tyloch, absolwent Wydziału Teologicznego KUL. Inni „religioznawcy” byli po prostu członkami Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i wojującymi ateistami. Towarzystwo wydawało czasopismo Euhemer (tytuł czasopisma jes znaczący: niejaki Euhemer z Messany był starożytnym greckim filozofem i prekursorem ateizmu, uważał, że bogowie, jakich czczono w starożytności byli tak naprawdę dawno zmarłymi ludźmi), założone przez Stowarzyszenie Ateistów i Wolnomyślicieli, grupujące w dużej mierze tych samych ludzi co Polskie Towarzystwo Religioznawcze (dziś czasopismo to zmieniło nazwę na Przegląd Religioznawczy i jest wydawane przez PAN). Co do kontaktów Grabskiej ze Związkiem Walki Zbrojnej, to trzeba przypomnieć, że szefem tej organizacji był gen. Michał Karaszewicz Tokarzewski, teozof, wolnomularz i kapłan tzw. kościoła liberalnokatolickiego. Struktura komunikacyjna organizacji ZWZ opierała się w dużej mierze na kontaktach teozoficznych generała. Za łączność Komendy Głównej ZWZ a potem Armii Krajowej odpowiadała Janina Karasiówna, związana z masonerią i Polskim Towarzystwem Teozoficznym. Stanisława Grabska musiał wniknąć w te struktury i kontaktować się regularnie z tak uformowanymi ludźmi z ZWZ, bo pełniła funkcję kurierki między różnymi okręgami Komendy Głównej ZWZ. Był to bardzo symptomatyczny przykład formacji intelektualnej i kontaktów niektórych liberalnych inteligentów atakujących lub krytykujących Prymasa Wyszyńskiego. Wypowiedzi Stanisławy Grabskiej (notabene nazywanej „pierwszą damą polskiej teologii”) są zdumiewające i wręcz szokujące. Oto kilka przykładów: „Pamiętam, jak pewnego razu wdaliśmy się z nim w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej w dyskusję, zarzucając m.in., że pobożność maryjna mimo wszystko jest zbyt płytka, że estetyczna oprawa uroczystości to chała, że pomysł oddania narodu w niewolę jest rażący. Prymas odpowiedział nam na to: „Jak się robi, tak się robi, ale się robi. A jak ktoś będzie mi przeszkadzał, to go zniszczę” (źródło: TP, Wyszyński: strażnik tradycji czy wizjoner? dyskusja). Trudno uwierzyć, aby ks. Prymas mówił, że kogokolwiek zniszczy. Jego stosunek do ludzi, nawet do wrogów, przejawiany przez całe życie, temu zaprzecza. W tej wypowiedzi Grabskiej widać po prostu pogardę do zwykłych ludzi i żywiołową niechęć do Prymasa;

Momentem takiego rozszerzenia misji był list do biskupów niemieckich. Natomiast generalnie problem nie leży w poczuciu przynależności do danego narodu, tylko w tym, czy ta przynależność ma charakter ograniczający czy otwierający. Mój ojciec mawiał, że patriotyzm polega na ambicji, żeby mój naród odegrał pozytywną rolę w historii świata, także w stosunku do innych narodów. Podzielam opinię Haliny Bortnowskiej, że w programie Prymasa – poza wspomnianym listem – brakło tego rozszerzenia. I zabrakło krytycznego spojrzenia na historię. Była to nie tyle ideologizacja, co idealizacja narodu. (…)”(źródło: TP, Wyszyński: strażnik tradycji czy wizjoner? dyskusja) Tym razem widać brak zrozumienia dla intencji ks. Prymasa i symptomatyczne powoływanie się na ojca renegata, oraz negatywny stosunek do wiązania zagadnień kościelnych i patriotyzmu.

Bezpośrednim przeciwnikiem Prymasa był Zenon Kliszko, zaufany współpracownik I sekretarza PZPR Władysława Gomułki, członek Biura Politycznego i wicemarszałek Sejmu. Kliszko wprawdzie miał kierować całością życia społeczno-gospodarczego PRL, ale jego największym zainteresowaniem cieszyły się kwestie ideologiczne. Był zatem ważnym i wpływowym człowiekiem, jednym z najpotężniejszych w ówczesnej Polsce. Kliszko specjalizował się w zwalczaniu Kościoła Katolickiego i chrześcijańskiego dziedzictwa naszego kraju. Walkę z Kościołem i Prymasem rozpoczął od wykorzystania kościoła polskokatolickiego. Polski Narodowy Kościół Katolicki, jak nazywała samą siebie ta wspólnota wyznaniowa, powstał w 1898 r. z inicjatywy ks. Franciszka Hodura, który odłączył zamieszkaną głównie parafię w Scranton w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej od Kościoła Rzymskokatolickiego. Polskokatolicy byli negatywnie nastawieni do Rzymu, więc władze komunistyczne chciały ich wykorzystać przeciw Kościołowi Rzymskiemu i Prymasowi. W umysłach polskokatolickich biskupów powstał szalony pomysł zastąpienia Kościoła Rzymskokatolickiego na miejscu pierwszego wyznania religijnego w Polsce. W 1951 roku Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, korzystając ze współpracy ks. Józefa Dobrochowskiego przejęło całkowitą kontrolę nad Polskim Narodowym Kościołem Katolickim w PRL. Nie było to trudne, bo większość polskokatolickich duchownych popierała władze komunistyczne i ich politykę. PNKK stał się „wymarzonym kościołem komunistów z PZPR”, kontrolowanym przez państwo i zależnym od niego finansowo. Zresztą polskokatolicy już od samego początku przejawiali socjalistyczne i radykalnie demokratyczne sympatie. Ks. Hodur był de facto socjalistą, co jeszcze przed wyjazdem do USA, uniemożliwiło mu uzyskanie wyższych święceń kapłańskich. W okresie międzywojennym posłowie PPS i PSL dążyli do zalegalizowania działalności PNKK w Polsce, co nie doszło do skutku. Sympatyzujący z PPS-em i eksploatujący treści neopogańskie ks. Andrzej Huszno założył silny ośrodek polskokatolicki w Dąbrowie Górniczej. PNKK był więc od początku stworzony do roli alternatywnego, czerwonego kościoła.

W 1958 roku przewodniczącym PNKK został z inicjatywy władz bezpieczeństwa i PZPR, Maksymilian Rode, były ksiądz rzymskokatolicki. Rode był wcześniej kapłanem diecezji poznańskiej, profesorem seminarium metropolitalnego i urzędnikiem kurialnym. Niestety jego wielkie ambicje i aż nazbyt widoczne podejrzane kontakty z kobietami spowodowały konflikt z abp Walentym Dymkiem. Ks. Rode porzucił sutannę i wziął cywilny ślub z kobietą. Prawdopodobnie już wcześniej miał kontakty z władzami bezpieczeństwa, bo zaraz po opuszczeniu stanu kapłańskiego sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Poznaniu, Wincenty Kraśko zaproponował mu kilka stanowisk pracy. Zdecydował się na zatrudnienie w poznańskim oddziale Telewizji Polskiej. Już w 1956 roku Rodemu nakazano przygotowanie do roli biskupa kościoła polskokatolickiego. Dwa lata później został oficjalnie zatwierdzony na stanowisku wikariusza generalnego PNKK. Jego działalność na tym stanowisku miała stanowić przeciwwagę i konkurencję dla misji Prymasa Wyszyńskiego. Kierował atakami na osobę Prymasa i na Kościół Katolicki w Polsce. Księża przechodzący z KRK pod jurysdykcję Rodego za każdym razem pisali oskarżycielskie paszkwile wymierzone w duchowieństwo katolickie i stosunki panujące w Kościele. Władza przydzielała polskokatolikom byłe zbory protestanckie na Ziemiach Zachodnich, wspierała ich finansowo i organizacyjnie. Wkrótce Rode stał się „alternatywnym prymasem”, działającym dla komunistów i dopomagającym im w niszczeniu Kościoła Katolickiego w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Rode atakował Prymasa napastliwymi artykułami prasowymi, oskarżając go o brak miłosierdzia, autorytaryzm i podżeganie do niszczenia świątyń polskokatolickich.

Władze naczelne komunistycznego państwa starały się wykorzystać konflikty wybuchające w katolickich parafiach na terenie całego kraju. Najbardziej jaskrawym przykładem tego typu działalności był konflikt na terenie parafii w Wierzbicy (dziś województwo mazowieckie, pow. radomski, diecezja radomska, ówcześnie województwo radomskie, diecezja sandomierska). Od 1961 roku miejscowy wiariusz, ks. Zdzisław Kos, pozostawał w konflikcie z proboszczem ks. Marianem Bojarczakiem. Ks. Kos otrzymał od biskupa propozycję przejścia do innej parafii, na co nie chciał się zgodzić. Ks. Kos samowolnie powrócił do Wierzbicy i zebrał grupę popierających go parafian. Poplecznicy ks. Kosa siłą wywieźli proboszcza do Sandomierza. Zaczęto żądać, by biskup mianował proboszczem ks. Kosa. Komunistyczne władze powiatowe udzieliły poparcia ks. Kosowi i jego zwolennikom. W listopadzie 1962 r. ks. Kos pojechał na spotkanie z ks. bp. Gołębiowskim do Sandomierza.w towarzystwie kilkusetosobowej grupy swoich zwolenników z Wierzbicy. Wyjazd wielkiej grupy z prowincjonalnej miejscowości zorganizowały i sfinansowały podlegające PZPR władze bezpieczeństwa. Parafianie zażądali nominacji ks. Kosa na proboszcza w Wierzbicy, ale ks. biskup Piotr Gołębiowski odmówił i nie ugiął się pod presją tłumu. Spór w Wierzbicy był kontrolowaną przez Służbę Bezpieczeństwa prowokacją wymierzoną w Kościół. Raporty o sprawie trafiały na stół Zespołu ds. Kleru przy Wydziale Administracyjnym Komitetu Centralnego PZPR i na biurko Zenona Kliszki. W 1963 r. zarejestrowano w Urzędzie do spraw Wyznań związek wyznaniowy „Niezależna Samodzielna Parafia Rzymsko-Katolicka w Wierzbicy”. W rzeczywistości była to partyjna, pseudokatolicka parafia. Konflikt w Wierzbicy stał się dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wzorem metod wprowadzania rozłamu w innych wspólnotach rzymskokatolickich. Kiedy 7 kwietnia 1968 r., ks. bp Piotr Gołębiowski przybył do Wierzbicy wraz z księżmi i grupą parafian, wybuchły zamieszki. Władze zorganizowały bojówki, które miały go skłonić do opuszczenia miejscowości. 9 kwietnia 1968 r. (był to Wielki Wtorek) bojówkarze dowodzeni przez zbuntowanego ks. Kosa próbowali sprofanować Najświętszy Sakrament i napaść na biskupa. Wiernych Kościołowi Katolickiemu i biskupowi parafian brutalne bili funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej. Następnego dnia rozegłarły się dramatyczne sceny, znane z notatki sporządzonej przez Służbę Bezpieczeństwa: „(…) W czasie, kiedy bp Gołębiowski mówił, padały okrzyki: precz z biskupem, biskup kłamca, biskup judasz, biskup lucyper! Padały kamienie i kołki. (…) Biskup jednak nie przerywał przemówienia, jak i modłów. Księża w obawie, aby nie dostał kamieniem, odprowadzili go do muru cmentarza kościelnego. (…)”. Ks. Kos pojechał do Płocka i uzyskał wsparcie całkowicie kontrolowanego przez władze kościoła mariawickiego. Kościół ten, sterowany przez SB i Urząd do spraw Wyznań prowadził dywersję wobec Kościoła Rzymskokatolickiego. Zbuntowanemu ks. Kosowi pomagali także pracownicy stowarzyszenia PAX z Kielc i Radomia. Aby zaradzić trudnej sytuacji, kuria sandomierska skierowała ks. Józefa Wójcika, do prowadzenia duszpasterstwa wiernych parafian z Wierzbicy. Atak władz komunistycznych organizujących prowokację w Wierzbicy był wymierzony w Sługę Bożego, ks. bp Piotra Gołębiowskiego. zgłosiły zastrzeżenie do jego kandydatury na stanowisko biskupa sandomierskiego. Bł. Papież Paweł VI mianował go administratorem apostolskim diecezji sandomierskiej z uprawnieniami przysługującymi ordynariuszom. Władze nie pozwoliły mu jednak na udział w Soborze Watykańskim II i nie wydały mu paszportu.

Wrogów spotykał ks. Prymas nawet tam, gdzie najmniej mógł się ich spodziewać. Pochodzi on od Stefana Kisielewskiego, który był publicystą „Tygodnika Powszechnego”, ale tradycyjnie jest uważany za wroga środowiska redaktora Turowicza i jego współpracowników, stojącego w opozycji do większej części postepowo-liberalnej inteligencji katolickiej. Tymczasem w zapiskach Kisiela czytamy taką „anegdotę” na temat św. Jana Pawła II: „(…) Ja mam teorię, że on został Papieżem mianowany przez Kliszkę. Mianowicie zdarzyła się taka historia, jak on jeszcze był biskupem pomocniczym w Krakowie, partia chciała zabrać gmach seminarium na Wolskiej. I Wojtyła w cywilu, tylko w koloratce, poszedł do sekretarza partii Motyki prosić, żeby tego nie robić, że to jest zabytkowy gmach, że tam zawsze było seminarium. Był to pierwszy wypadek, że biskup poszedł do sekretarza partii. Motyka zadzwonił do Warszawy, Kliszko się zachwycił, powiedział: „Oczywiście oddać to seminarium”. I potem, kiedy były kandydatury na metropolię krakowską – to było zdaje się siedem kandydatur. I Wojtyła nie był na pierwszym miejscu, a Kliszko go wyszukał i powiedział: „Partia popiera tego”. Więc właściwie zawdzięcza mu nominację (…)” (Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela, Oficyna Wydawnicza 1990, s. 124). Kisielewski rozpowszechniał krzywdzące, nie udokumentowane plotki i szeptaną propagandę na temat abp Karola Wojtyły. Tym samym uczestniczył w komunistycznej intrydze, która miała poróżnić bp Wojtyłę z Prymasem Wyszyńskim. Ta plotka o Wojtyle i Kliszce nie wyszła zapewne na światło dzienne dopiero w 1990 roku, ale dużo wcześniej. Kisielewski był gadułą i gawędziarzem i musiał ją rozpowszechniać już wcześniej. Rzekoma opozycyjność Kisielewskiego wobec redakcji „Tygodnika Powszechnego” była tylko zasłona dymną za którą spokojnie mógł uprawiać dywersję  i szeptaną propagandę w stylu wyżej przytoczonego cytatu. Jedna część redakcji (Turowicz, Grabska i inni) rozbijała dzieło Prymasa krytykując je z pozycji „intelektualnych”, a druga (Kisielewski) rozpowszechniała fałszywe wiadomości. Kisielowi zapewne było bliżej do redakcyjnych kolegów, niż do koncepcji Prymasa. Kisielewski był wpływowym człowiekiem i jego oszczerstwa musiały docierać do wielu osób, zwłaszcza tych interesujących się sprawami kościelnymi. Prawdopodobnie źródłem plotki o ingresie bp Wojtyły był sam Zenon Kliszko.

Kisielewski był człowiekiem o wielkich ambicjach. Przyznawał sobie rolę głównego rozgrywającego pomiędzy Kościołem, władzą, PAXem oraz środowiskami „Tygodnika Powszechnego”, Więzi i Znaku. W październiku 1956 roku napisał długi list do szefa PAXu Bolesława Piaseckiego, w którym przekonywał go, że musi oddać pierwszeństwo w środowiskach katolickich w Polsce „Tygodnikowi Powszechnemu”, Więzi i Znakowi. Pisał: „(…) Co będzie dalej? Sądzę, że na razie sprawę zaklajstrujecie – pewno żeście to już zrobili – pan G. nie ma czasu na sprawy katolickie i zechce na razie pozostawić wszystko po staremu. Ale byłoby zupełnie szaleńczą nieostrożnością, gdybyś się tym stanem rzeczy zadowolił. To jest tymczasowe a następny podmuch wyrzuci Cię z siodła na zawsze. Jedyne wyjście to gruntownie przekształcić „Pax”, rozszerzyć jego bazę, zmienić założenia i – co najważniejsze – uzyskać partnerów, wpuścić świeżą krew. Bez partnerów reprezentujących życie a nie mafię – nie ujedziesz. Pamiętasz, mówiłem ma naszym ostatnim zebraniu, że to nie Ty nam, lecz my tobie jesteśmy potrzebni – możność działania dla nas to bezwzględnie konieczny warunek Waszego istnienia. To zdaje się zaczynasz rozumieć, natomiast konieczność przekształcenia Waszego działania nie rozumiecie wcale. (…)” Była to więc rozgrywka o rząd dusz i kontrolę nad umysłami świeckich katolików w Polsce, ale także o zgromadzony przez Piaseckiego majątek PAXu i kontrolowanych przez Piaseckiego wydawnictw i przedsiębiorstw handlowo-produkcyjnych, zrzeszonych w Zjednoczonych Zespołach Gospodarczych Spółce z o.o. Piasecki zatrudniał zdesperowanych byłych członków AK i partyzantki narodowej, którzy nie mogli znaleźć pracy gdzie indziej. Ludzie ci zostali zmuszeni do pracy dla działacza politycznego ekskomunikowanego przez Święte Oficjum w 1955 roku. Powstał potężny koncern, który w komunistycznym państwie byłby apetycznym kąskiem dla każdego ambitnego polityka i organizatora. Kisielewski składając propozycję Piaseckiemu reprezentował pewnie „Tygodnik Powszechny”, bo nie sposób uwierzyć, by takie inicjatywy podejmował samodzielnie. Chciał przejąć całą pulę i stać się jedynym pośrednikiem między wiernymi, hierarchią i władzami państwowymi. Wszystko odbywało się oczywiście bez wiedzy i zgody ks. Prymasa. Właśnie tak wyglądała podskórna walka Kliszki z Kościołem, prowadzona rękami niektórych katolików. Działacze „katoliccy”, np. ci skupieni w kole poselskim „Znak” (Jerzy Zawieyski, Stefan Kisielewski, Zbigniew Makarczyk) instrumentalnie traktowali Prymasa i hierarchię kościelną. Działalność w Sejmie i w rozmaitych redakcjach potraktowali jako przepustkę do kolejnych zaszczytów i okazję do kontaktów ułatwiających dalsze kariery. Niechęć do ks. Prymasa i jego sposobów kierowania Kościołem Katolickim w Polsce widać nawet dziś, zwłaszcza w publikacjach kontynuatorów linii przedwojennej wrogiej Kościołowi inteligencji, a także u publicystów mieniących się „katolickimi”. Wszystkie te podstępne ataki, brutalne i toporne metody stosowane przez Zenona Kliszkę i jego popleczników nie zdołały złamać Prymasa Wyszyńskiego, ani przeszkodzić jego misji religijnej i rozumnej polityce. Pozostawiły jednak bardzo smutne i szkodliwe skutki w postaci podkopania zaufania do Kościoła u części wiernych, marginalizacji nauczania ks. kardynała Wyszyńskiego i jego ośmieszenia w kręgach inteligenckich. Do dziś można spotkać ludzi rozpowiadających wymysły szeptanej propagandy dotyczące Prymasa Tysiąclecia. Tymczasem ks. Prymas sformułował jasny i klarowny program duszpasterski w postaci Jasnogórskich Ślubów Narodu, uroczyście ogłoszonych w 1956 roku. Prymas opracował ich tekst jeszcze w czasie internowania w klasztorze w Komańczy. Niestety nawet ten program krakowscy inteligenci wyśmiali, określając go jako przejaw pogardzanego przez nich „katolicyzmu ludowego” i „nacjonalizmu”. W naszych czasach spotyka się niestety podobne opinie, wynikające z niezrozumienia sytuacji, niewiedzy, bądź otwartej wrogości.

Geneza metod walki z Kościołem Katolickim i ks. Prymasem Wyszyńskim sięga jeszcze XIX wieku. Buntowanie księży, wprowadzanie konfliktów na parafiach, oszczercze publikacje i agresja medialna, budowanie konkurencyjnych, sterowanych wyznań – te wszystkie metody stosowały wobec Kościoła Katolickiego służby wywiadowcze i kontrwywiadowcze różnych państw w XIX i na początku XX wieku. Szczególnie aktywne były służby antyklerykalnej Republiki Francuskiej i carskiej Rosji. Politycy i władze naczelne III Republiki po 1870 roku przyjęły twardy kurs antykatolicki i antyklerykalny. Nie jest to zaskakujące, choćby z tego powodu, że we wszystkich rządach III Republiki zasiadało wielu wolnomularzy i lewicowych antyklerykałów. Francja w 2 połowie XIX wieku była krajem przygniecionym licznymi problemami: kontrybucją wojenną dla Niemiec po wojnie francusko-pruskiej, kwestią socjalną, kryzysami na szczytach władzy, aferami gospodarczymi i politycznymi (bulanżyzm, skandal panamski, afera Dreyfusa). Władze starały się odwrócić uwagę ludności kraju od tych problemów promując radykalny antyklerykalizm i antykatolicyzm. Największą siłę polityczną stanowiła Partia Radykalna, republikańskie, lewicowe i antykościelne ugrupowanie zdominowane przez członków wolnomularstwa. W walce z Kościołem radykałowie wykorzystywali fakt, że spora część duchowieństwa była związana z monarchistami i ugrupowaniami konserwatywnymi. Sojusz Kościoła, arystokracji i monarchizmu postrzegano jako zagrożenie dla ustroju państwa. Wydawano prawa, które miały ograniczyć rolę Kościoła w życiu publicznym. W 1879 roku zabroniono duchownym zasiadania w zarządach szpitali i stowarzyszeń charytatywnych, w 1880 roku uchwalono prawo wymierzone przeciw instytutom zakonnym, zabroniono siostrom zakonnym posługiwać w szpitalach. W 1880 roku, na skutek antyklerykalnych ustaw ministra Julesa Ferry Zakon Jezuitów musiał opuścić Francję (wśród wygnanych z Francji zakonników był ks. Luis Martín Garcia SJ, przyszły generał zakonu, który akurat nauczał w szkole i odbywał tzw. trzecią probację). Ustawy Ferry’ego niemal zlikwidowały katolickie szkolnictwo we Francji. Republikańscy politycy twierdzili, że jedną z ważniejszych przyczyn zwycięstwa Prus w wojnie 1870 roku był ich kontrolowany przez państwo system szkolnictwa. Chcieli wprowadzić taki sam we Francji. Kolejne ustawy ministra Ferry’ego jeszcze bardziej uderzały w prawa katolików: zniesiono nauczanie religii w szkołach, zlikwidowano stanowiska kapelanów wojskowych, wprowadzono obowiązkowe śluby cywilne, po raz pierwszy wprowadzono sankcjonowane przez państwo rozwody. Sytuacja bardzo przypominała wczesny okres istnienia PRL, zarówno jeśli chodzi o antykatolickie nastawienie władz, jak i kształt wymierzonego w katolicyzm ustawodawstwa. Z uwagi na istniejącą sytuację papież Leon XIII chciał doprowadzić do pewnego rodzaju porozumienia, modus vivendi pomiędzy Kościołem Rzymskokatolickim, a Republiką Francuską, by umożliwić francuskim katolikom swobodne praktykowanie religii. W 1884 roku wydał encyklikę Nobilissima Gallorum Gens, w której polecał biskupom francuskim porzucenie wrogiego stanowiska względem republikańskich władz. Encyklika Au milieu des sollicitudes z 1892 roku pozwala na udział katolików we francuskim życiu publicznym. Papież nakazywał wiernym, by nie walczyli z władzami, ale starali się natchnąć życie publiczne i prywatne duchem katolickim. Trzeba zauważyć, że bardzo podobnie wyglądała linia ks. Kardynała Wyszyńskiego wobec władz Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zarówno jemu, jak i papieżowi Leonowi XIII wielu katolików robiło ciężkie zarzuty z powodu poszukiwania jakiegoś porozumienia z programowo antykatolickimi władzami. Tymczasem obydwaj chcieli umożliwić funkcjonowanie Kościoła Rzymskokatolickiego na wrogim terenie. W tym sensie linia polityki Prymasa Tysiąclecia była linią Leona XIII. Było to słuszne postępowanie, bo umożliwiło w obydwu wypadkach przetrwanie wiary i utrzymanie ciągłości działalności kościelnej na zagrożonym terytorium.

Od 1902 roku wzmogły się wysiłki władz prowadzące do wyrugowania wiary katolickiej we Francji. Zamknięto wszystkie szkoły parafialne. Rozwiązano wszystkie instytuty zakonne w kraju. Ich reaktywację uzależniono od każdorazowej zgody władz państwowych. W 1905 Francja wypowiedziała umowę konkordatową zawartą jeszcze przez Napoleona I w 1801 roku i odwołała swojego ambasadora przy Stolicy Apostolskiej. Głównymi animatorami walki z Kościołem byli przemierzy: Pierre-Marie-René Waldeck-Rousseau, Émile Combes (były kleryk seminarium duchownego, który wystąpił z Kościoła bezpośrednio przed święceniami prezbiteratu, a potem wstąpił do masonerii). Przeciw katolikom wykorzystano nawet aferę Dreyfusa montując sprytną prowokację wokół katolickiego czasopisma La Croix. Prowadzący gazetę ojcowie Asumpcjoniści nieopatrzenie dopuścili do pojawienia się na łamach swego pisma antysemickich i antyrepublikańskich artykułów, które wzbudziły wściekłość władz. Treść tych artykułów wyraźnie odbiegała od koncyliacyjnej linii Leona XIII. Efektem tej prowokacji było zaostrzenia antykatolickiego ustawodawstwa. Własność kościelna została skonfiskowana. Premier Combes w sekrecie współpracował z lożami masońskim, sporządzając listy oficerów armii, którzy uczęszczali do kościoła na Mszę, posłali dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. Religijni wojskowi byli szykanowani i odmawiano im awansu. Wyjście na jaw tej dyskryminacji (tzw. afera fiszkowa) podkopało morale w wojsku, bo oficerowie dowiedzieli się, że ich awanse nie zależą od kwalifikacji, ale od zdania wąskiej kliki rządowej na temat ich przekonań. W 1905 uchwalono prawo o całkowitym rozdziale kościoła od państwa. Odpowiedzią katolików było: wsparcie udzielane duchownym, masowe pielgrzymki do Lourdes i La Salette, bierny opór.

III Republika była państwem, w którym zupełnie bezkarnie i z poparciem rządu panoszył się kontrwywiad, tajna policja i inne służby specjalne, tak samo jak w późniejszej PRL. Prefekt paryskiej policji, Louis Andrieux wyspecjalizował się w montowaniu wielopoziomowych prowokacji politycznych. Miał swoich agentów we wszystkich legalnych i nielegalnych partiach politycznych. W 1880 roku, za pośrednictwem swoich agentów założył czasopismo La Revolucion Sociale, należące do anarchistów. Pismo to propagowało zamachy terrorystyczne i morderstwa członków burżuazji, a obok nich ogłoszenia wyborcze i artykuły niektórych radykalnych kandydatów. W ten sposób niektórzy kandydaci byli z miejsca skompromitowani, bo wyborcy podejrzewali ich o sprzyjanie anarchistom i terrorystom. Prowokacyjne metody prefekta Andrieux stały się potem kanwą działań carskiej Ochrany. Ochrana przejęła metody tajnego sterowania policyjnego wypracowane we Francji. Po zamachu na cara Aleksandra II Francuzi zaczęli szkolić rosyjską policję w zakresie sztuki prowokacji i sterowania. Prefekt Andrieux szkolił zarówno szefa petersburskiej policji, Baranowa, jak i ministra spraw wewnętrznych, Ignatiewa. Wiele metod Ochrany przejęły później tajne służby sowieckie, a w konsekwencji także MBP, UB i SB. Ochrana zmontowała przeciw Kościołowi Katolickiemu w Polsce sprawę Paulina z Jasnej Góry, o. Damazego Macocha, agenta Ochrany, który wystąpił z zakonu, ożenił się i zamordował własnego kuzyna. Cała sprawa miała skompromitować Kościół, Zakon Paulinów i Sanktuarium Jasnogórskie. Ochrana wytworzyła także w obrębie Kościoła Katolickiego sektę, w postaci kościoła mariawickiego, który powstał na kanwie fałszywych objawień Marii Franciszki Kozłowskiej. 12 kwietnia 1906 ogłoszono encyklikę papieża Piusa X potępiającą mariawitów, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia kościołów rzymskokatolickich. Uzyskali ze strony władz Imperium Rosyjskiego poparcie i prawną podstawę działalności. Nowe wyznanie religijne powstało przy wydatnej pomocy Ochrany i otrzymało wsparcie materialne od władz carskich. Celem tych działań była walka władzy carskiej przeciw Kościołowi Katolickiemu, za pomocą stworzenia alternatywnej religii. Zenon Kliszko i jego współpracownicy, a także wszyscy przeciwnicy Prymasa byli niechlubnymi kontynuatorami tych metod.

Stalagmit

 

Literatura

Czaczkowska E. K., Kardynał Wyszyński. Biografia, Warszawa, 2009.

Micewski A., Kardynał Wyszyński – Prymas i mąż stanu, Paryż, 1982.

Ks. dr Stefan Wyszyński, Kultura bolszewizmu a inteligencja polska, Włocławek, 1938.

Brzoza C., Sowa A.L., Historia Polski 1918-1945, Kraków, 2006.

Białecki K., Lepsi katolicy?, Biuletyn IPN, nr 3, 2004 r.

Źaryn J., Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Tysiąclecia (1901-1981), Kraków, Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, 2015.

Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela, Warszawa, 1990.

Kaczyńska E., Drewniak D., Ochrana. Carska policja polityczna, Warszawa, 1993.

Kucharczyk G., Czerwone karty Kościoła, Klub Książki Katolickiej, 2002.

 

Ks. Prymas Stefan Wyszyński

 

Ks dr. Stefan Wyszyński w latach międzywojennych

 

Kard z filmu „Celuloza”, główny bohater i jego ojciec na wykładzie ks. Wojdy

 

Pisarz Jarosław Iwaszkiewicz

 

Członek Biura Politycznego PZPR Zenon Kliszko

 

Kadr z filmu „Matka Joanna od Aniołów”, ks. Suryn, główny bohater

 

Kadr z filmu „Faraon”, kapłani Herhor i Pentuer

 

Stanisława Grabska

 

Biskup polskokatolicki Maksymilian Rode

 

Ks. Franciszek Hodur, założyciel schizmatyckiej wspólnoty polskokatolickiej

 

Poseł i publicysta Stefan Kisielewski

 

Polityk Bolesław Piasecki

 

Prefekt Policji Louis Andrieux

 

Kościół parafialny w Wierzbicy

 

Nabożeństwo w Wierzbicy, lata sześćdziesiątw XX wieku

 

Sł. B. ks. Bp Piotr Gołębiowski w towarzystwie papieża bł. Pawła VI

Za: Stalagmit -Szkoła nawigatorów (20 czerwca 2018)

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Odniesiemy się tylko do jednego fragmentu, dotyczącego St.Kisielewskiego i bp. Wojtyły:

Wrogów spotykał ks. Prymas nawet tam, gdzie najmniej mógł się ich spodziewać. Pochodzi on od Stefana Kisielewskiego, który był publicystą „Tygodnika Powszechnego”, ale tradycyjnie jest uważany za wroga środowiska redaktora Turowicza i jego współpracowników, stojącego w opozycji do większej części postepowo-liberalnej inteligencji katolickiej. Tymczasem w zapiskach Kisiela czytamy taką „anegdotę” na temat św. Jana Pawła II: „(…) Ja mam teorię, że on został Papieżem mianowany przez Kliszkę. Mianowicie zdarzyła się taka historia, jak on jeszcze był biskupem pomocniczym w Krakowie, partia chciała zabrać gmach seminarium na Wolskiej. I Wojtyła w cywilu, tylko w koloratce, poszedł do sekretarza partii Motyki prosić, żeby tego nie robić, że to jest zabytkowy gmach, że tam zawsze było seminarium. Był to pierwszy wypadek, że biskup poszedł do sekretarza partii. Motyka zadzwonił do Warszawy, Kliszko się zachwycił, powiedział: „Oczywiście oddać to seminarium”. I potem, kiedy były kandydatury na metropolię krakowską – to było zdaje się siedem kandydatur. I Wojtyła nie był na pierwszym miejscu, a Kliszko go wyszukał i powiedział: „Partia popiera tego”. Więc właściwie zawdzięcza mu nominację (…)” (Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela, Oficyna Wydawnicza 1990, s. 124). Kisielewski rozpowszechniał krzywdzące, nie udokumentowane plotki i szeptaną propagandę na temat abp Karola Wojtyły.

Otóż nie wiemy na ile ta „anegdota” Kisiela jest prawdziwa i kto ją rozpowszechniał, ale wiemy – a po latach tym lepiej wiemy, pomimo całego zaciemniania prawdziwej biografii poprzez czołobitną hagiografię Papieża-Polaka – że biskup Karol Wojtyła był lewicującym katolikiem, wielkim wielbicielem rewolucyjnych przemian soborowych i personalnym rebeliantem, sprzeciwiającym się obowiązującym regułom i przepisom (zob. np. tutaj). Tak więc stawianie komunistów na tego typu kandydata nie jest wcale takie niemożliwe, jak się niektórym – ślepo wpatrzonym w jakże świętego rewolucjonistę – wydaje.

A co do samego ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, mamy również pewne wątpliwości, które wyraziliśmy kiedyś w Komentarzu. Przytaczamy je poniżej;

Pomimo niewątpliwych wielkich osiągnięć ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, jeden jedyny fakt powinien stanowić wielki, największy znak zapytania w procesie beatyfikacyjnym, a mianowicie jego aktywna postawa wobec wprowadzania w Polsce Novus Ordo. Nie są znane żadne informacje dotyczące choćby minimalnego oporu ks. kardynała Wyszyńskiego wobec narzucania nowych wytycznych, tak bardzo zniekształcających katolicyzm i wywracających do góry nogami esencję każdego kapłana – Mszę świętą. Nie ulega wątpliwości, że tak szybkie wprowadzenie tej zgubnej zmiany dokonało się pod wpływem liberalnych hierarchów, w tym Karola Wojtyły, ale przecież kardynał Wyszyński miał decydujący głos i cały czas wielką władzę i poważanie.

Jest doprawdy niezrozumiałe, że kapłani, którzy byli od dziecka wychowani, potem ukształtowani w tomistycznych seminariach, stali się biskupami i kardynałami (a kard. Wyszyński był kardynałem od prawie 20 lat podczas wprowadzania Novus Ordo!), którzy uczestniczyli bądź sami odprawiali Msze święte Wszechczasów w nieśmiertelnym tradycyjnym rycie (a łatwo obliczyć, że kard. Wyszyński do momentu wprowadzenia Novus Ordo odprawił w swym życiu około 20 tysięcy Mszy świętych!), nagle – tak zupełnie nagle, z dnia na dzień, jakby nigdy nic – strząsnęli z siebie ten „bagaż historii” i zaczęli występy aktorskie odwróceni do Boga. To jakieś niepojęte, jak można było bez żadnych oporów – nawet przyjmując naciski z Watykanu – zapomnieć o kilkudziesięcioletniej praktyce, liturgii i nade wszystko, katolickości najpiękniej wyrażonej właśnie w Mszy świętej Wszechczasów. Niestety, nie ma żadnych, ale to żadnych wspomnień, notatek, biografii świadczących o tym, że hierarchowie w Polsce, w tym przede wszystkim kard. Wyszyński, wyrażali swoje obawy, celowo przesuwali terminy wprowadzenia tej zgubnej zmiany, czy zaczęli np. kwestionować prawne podstawy promulgacji Nowej Mszy przez Pawła VI – a już wtedy były i dalej są powody do dyskusji na ten temat – czy wprowadzali z oporami, stopniowo… Nic, absolutnie nic, tylko ślepe, bierne i tępe posłuszeństwo i sprzeniewierzenie się całej Tradycji.

Teraz przyszła kolej na szybkie znalezienie cudów. Jakoś dziwnie się składa, że Pan Bóg upodobał sobie właśnie posoborowych hierarchów i papieży w czynieniu cudów, zupełnie nie zważając na ich odstępstwa. Czyżby Bóg zapomniał o występkach i zdradach posoborowych hierarchów, sam odwrócił się od tego co obiecywał, czy też…
… a może kieruje tym wszystkim jakiś podstępny posoborowy „duch”, który czyni wszystko aby odwrócić zapisaną piękną kartę historii Kościoła okłamując wiernych?…

Tertium non datur

 


 

 

Skip to content