Aktualizacja strony została wstrzymana

Odkryła się przede mną góra lodowa, na czubku której jest Gietrzwałd – Grzegorz Braun

Historyczno -polityczny kontekst objawień w Gietrzwałdzie.

Czcigodni Ojcowie, to zaproszenie to dla mnie zaszczyt.

Rzeczywiście, zacząłem z moimi przyjaciółmi pracę nad filmem dokumentalnym Gietrzwałd 1877 i na tym wstępnym etapie doszedłem do ustaleń, które wydały mi się tak istotne, tak ważne, że postanowiłem nie czekać, aż nim będzie gotowy. już teraz po- stanowiłem podzielić się informacjami, które mimo upływu 140 lat od samego wydarzenia były dla mnie nowe. Zdawało mi się, że jestem dobrze poinformowany i o Gietrzwałdzie wiem to, co trzeba. Jednak odkryła się przede mną góra lodowa, na czubku której jest Gietrzwałd.

Moją misją tutaj dzisiaj jest przedstawienie Wam, Wielebni Księża, kontekstu historycznego tego wydarzenia. Ponieważ macie tutaj takie znakomite wydawnictwo i świetny numer pisma, iw tym numerze mamy to, co najlepszego do tej pory o Gietrzwałdzie zostało powiedziane. I to jest kompendium wiedzy. I ja nie przywożę tutaj więcej drewna do lasu, ale przywożę coś, o czym sam jeszcze rok temu nie miałem pojęcia.

W literaturze pobożnościowej, katolickiej Gietrzwałd jest kompletnie wyzuty z kontekstu historycznego, politycznego. Owszem, gdzieś na horyzoncie pojawia się postać kanclerza Bismarcka, kontekst Kulturkampfu, ale w wykładzie szkolnym, od podstawowego do akademickiego, zwłaszcza w Polsce, Kulturkampf jest z takim przechyłem patriotycznym, tak się przedstawia, jakby to była walka z narodem polskim, a nie z narodem polskim jako niegodnym reprezentantem sprawy katolickiej. Krótko mówiąc, Kulturkampf pojawia się w dziejach Gietrzwałdu, ale nie ma kompletnie – co stwierdzam autorytatywnie, zapoznawszy się z tym, co jest obecnie do czytania na temat Gietrzwałdu – kontekstu politycznego, militarnego, z wątkami nawet szpiegowskimi, które pojawiają się w tej historii.

I teraz pytanie, dlaczego ten kontekst jest szalenie istotny? Dlatego że on nam uświadamia stan wyższej, najwyższej konieczności działania Najświętszej Maryi Panny.

Do tej pory Gietrzwałd – mówię za siebie, z własnego doświadczenia – jest, i po stronie tych, którzy opowiadają, i po stronie słuchaczy, redukowany do wydarzenia ważnego dla Polaków. Ważnego dla Polaków, bo Maryja przemówiła po polsku. To Polaków podniosło, dowartościowało. Najświętsza Maryja Panna miała konkretne wskazania: mniej pijcie, więcej się módlcie, najlepiej na różańcu, słuchajcie Mszy świętych, słuchajcie księdza. I to dla polskiego patrioty w XX, w XXI w. jest wprawdzie miłe, że Maryja mówi w naszym języku, ale to jest wszystko jakieś takie mało efektowne, prawda? Takie przesłanie -kwestie obyczajowe, do pijaków; nikt tam specjalnie nie chce się afiszować, że jest w potrzebie jako alkoholik, w potrzebie podniesienia duchowego, więc ten Gietrzwałd w świadomości i tych, którzy opowiadają, a więc -jak mogłem się przekonać – w narracji, która jest najczęściej spotykana po stronie duchowieństwa, także specjalistów od Gietrzwałdu. Tych duchownych, którzy są kustoszami tego miejsca, którzy i tam, w samym miejscu objawień, i w Archidiecezji Warmińskiej są stróżami pamięci Gietrzwałdu.

To wszystko jest takie partykularne, że człowiek popada w wątpliwość: czy to rzeczywiście o to chodziło? Czy to wszystko może się do tego ograniczać? Jeżeli chodziło o podźwignięcie pijaków z rynsztoka? Dlaczego akurat Gietrzwałd? Czy nie było innych miejsc, w których można było mówić? Dlaczego objawienia na taką skalę. To wszystko, jak wiemy, budzi, powinno budzić słuszny sceptycyzm katolika, zwłaszcza reprezentującego władzę duchowną, jeśli się objawienia przewlekle dłużą, to już jest podejrzane. A tam: 160 objawień w 3 miesiące… Człowiek popada w wątpliwości.

Otóż te wszystkie wątpliwości, jeśli je kiedyś miałem, opadły ze mnie, kiedy sięgnąłem do książek do historii i odrobiłem lekcję z historii 1877 r. I podkreślam – to nie są rzeczy tajne, to nie są nowe źródła, które by się przede mną odkryły. To jest po prostu historiografia, która we fragmentach, w poszczególnych wątkach gdzieś tam się snuje, ale nie została złożona w jeden obraz – ani po stronie historiografii świeckiej, ani po stronie narracji katolickiej.

Katolicy opowiadają tę historię tak, jakby to się działo – no właśnie – gdzieś w kosmosie, a nie w tym konkretnym miejscu i czasie; a historiografia akademicka, świecka – no cóż – najczęściej w ogóle nie notuje Gietrzwałdu. Przykład: Henryk Wereszycki w kilkuset-stronnicowym Sojuszu trzech cesarzy, monografii tamtej epoki, uważanej dzisiaj w wykładzie akademickim za takie podstawowe dzieło, syntezę. I tam Gietrzwałdu nie ma nawet w przypisie, ponieważ obowiązuje zasada – i to świetnie Ojcowie rozumiecie – że wszystko, co katolickie, co jest związane ze świętymi, błogosławionymi, a już nie daj Boże z tymi „ludowymi objawieniami”, to jest poza marginesem historiografii; to jest ta olimpiada dla niepełnosprawnych, tego w ogóle nie ma na horyzoncie tej poważnej, akademickiej historiografii.

A co dzieje się 1877 r.?

I znów podkreślam. Piszą o tym historycy, ale sami nie wyciągają z tego wniosków, nie prowadzą rozumowania, które by łączyło te fakty. Rozłożyłem tutaj mapę (jak w szkole). Ta mapa jest opisana „czasy najnowsze”. To i prawda, że my ciągle jesteśmy w czasach najnowszych. Tutaj- od Wojny Krymskiej do zjednoczenia Niemiec.

Zobaczcie: Garibaldi, Bismarck – to mają być bohaterowie historii dla polskiej dziatwy szkolnej, bo to jest przecież nowe, zaktualizowane wydanie tej mapy (Wróblewski, Dąbrowski). Więc przypomnę: rok 1877, po tym zjednoczeniu Niemiec jesteśmy już sześć lat, bo to się dokonało w roku 1871 – wojna z Francuzami, klęska Francuzów pod Sedanem i Komuna Paryska. Bohaterowie tej komuny są tutaj wy- eksponowani. Engels pisze: „jedyni, na których zawsze możemy liczyć – Polacy. Na Polaków zawsze możemy liczyć„. Pisał to I połowie lat 70. XIX w. Więc to jest gorzka prawda, że w tym czasie elity polskie są daleko na manowcach, a Polacy tego się dosłużyli po 900 latach od chrztu, że zostali bohaterami Komuny Paryskiej.

Zostały zjednoczone Włochy, oczywiście na gruzach Pastwa Kościelnego. Papież Pius IX – to będzie ostatni rok jego życia 1877, bo umrze w 1878 r. – Papież Pius jest już „więźniem” w Watykanie, prawda? Bismarck, który jest autorem tego dziejowego sukcesu, czyli wzięcia „za twarz” wszystkich krajów niemieckich przez Prusy, kilka lat wcześniej wprowadził ustawodawstwo antykatolickie i to jest to, co nazywamy „wojną kulturową”, Kulturkampfem. Na ziemiach polskich już nic się nie nazywa polskim. A bo język polski został wycofany ze szkolnictwa, w urzędach został zaprowadzony język urzędowy niemiecki, to samo jest po rosyjskiej stronie kordonu, stosunkowo nieźle jest w Galicji, tzn. pod zaborem austriackim.

Rok 1877, żeby sobie uświadomić jeszcze, jak ten świat wygląda. To jest już świat, w którym mamy koleje żelazne, i one są bardzo istotne w historii Gietrzwałdu. Rok 1877 – mamy już telegraf; po drucie, ale nieźle działa, w związku z tym wieści z frontu przychodzą stosunkowo szybko. Są już karabiny maszynowe. Świat jest coraz bardziej zglobalizowany. Amerykanie zaledwie 10 lat wcześniej kupili Alaskę od Rosjan. W tym roku w Dakocie w Stanach Zjednoczonych trwa jeszcze wielkie powstanie Siuksów, a w Japonii powstanie samurajów, czyli kontrrewolucja japońska, i to powstanie zostanie Stłumione. I tam właśnie m.in. pruskie know how jest wykorzystywane przez japończyków.

W 1877 r. do Rzymu, do tego papieża – więźnia Watykanu, przybywa pielgrzymka narodowa Polaków. Pierwsza taka w naszych dziejach pielgrzymka Polaków z wszystkich trzech zaborów. Zorganizowana przede wszystkim przez poznańczyków, silna grupa z zaboru austriackiego i wąska reprezentacja z Królestwa Polskiego, czyli z Kraju Przywiślańskiego, m.in. unici. I Ojciec Święty przemawia do Polaków: „Modlitwą i pracą, nie siłą – osiągniecie to, co osiągnąć chcecie”.

Kiedy czytałem te słowa pierwszy raz, to myślałem sobie… właściwie nic sobie nie myślałem. Bezmyślnie przyjmowałem te słowa, rozumując w ten sposób, że Ojciec Święty tak mówi, bo papież tak musi mówić. Tak, że nie siłą, tylko modlitwą i pracą… Od pewnego czasu, od kiedy właśnie lepiej odrobiłem tę lekcję, jestem przekonany, że Ojciec Święty nie teoretyzuje w tym momencie, tylko przestrzega Polaków przed zagrożeniem bardzo realnym – o realności tego zagrożenia jest najwyraźniej lepiej poinformowany niż jego goście – ponieważ właśnie w 1877 r. szykuje się kolejna prowokacja powstańcza na ziemiach polskich. Szykuje się powstanie, które, gdyby do niego doszło, to nazywalibyśmy je powstaniem lipcowym albo sierpniowym. Tak by było. Może to by był ten lipiec, którego tak brakuje w naszym insurekcyjnym kalendarzu. Kto organizuje to powstanie? Organizuje je we Wiedniu Rząd Narodowy, który -jak to zwykle rządy narodowe – złożony jest w połowie z pożytecznych idiotów, a w połowie z agentów. Ten rząd pod przewodnictwem lidera, wtedy takiej najbardziej publicznie znanej postaci – księcia Adama Sapiehy z Krasiczyna, skrzyknął angielski agent. Historiografia zna nawet jego nazwisko – Monroe B. Johnston. Zaprosił on do Wiednia tych Polaków, głównie z Poznańskiego i z Galicji, i dał nawet pieniądze księciu Adamowi Sapiesze. Na co te pieniądze? Właśnie na rozpętanie powstania w Polsce. Na zaciągi, na zakup broni, na Sformowanie legionu polskiego.

Po co ten legion? Ten legion, sformowany za angielskie pieniądze przez księcia Adama Sapiehę, ma zaatakować Moskali przez Rumunię. Dlaczego Moskali przez Rumunię? Ponieważ właśnie w tym 1877 r., w kwietniu, Moskale wypowiedzieli wojnę Turkom i na Bałkanach zaczyna się wojna, której efektem będzie najpierw uzyskanie autonomii, a potem w toku kolejnych wojen uzyskanie niepodległości przez Bułgarię. Ta wojna toczy się w Bułgarii. Ona się toczy, dlatego że aby zaczęła się wojna, to miesiące wcześniej trzeba rozpocząć mobilizację. I kiedy wypowiadają manifestem carskim w kwietniu Moskale Turkom tę wojnę, to ona jest już w stu procentach – na ile to możliwe – przygotowana. I można powiedzieć, że ten akt dyplomatyczny wypowiedzenia wojny jest już tylko pewną formalnością.

Bo wojna jest już w toku; toczy się mianowicie od jesieni 1876 r. (wtedy zaczyna się właśnie ta mobilizacja, tworzenie nowych korpusów armijnych). A nowe korpusy armijne Imperium Rosyjskiego powstają m.in. w Wilnie, w Kownie, w Grodnie. I historiografia powiada (ta oficjalna), że te korpusy to właśnie na wojnę z Turkami, ale, ciekawa rzecz, te korpusy Wilno, Grodno, Kowno – one na Turków nie idą; one sobie tam czekają w Wilnie, Grodnie i Kownie i wobec tego: na jaką wojnę one zostały sformowane?

Wracam do Turków. W nocy z 26 na 27 czerwca główne siły rosyjskie forsują Dunaj. I to jest punkt „bez odwrotu” – w scenariuszu w dobrego dramatu filmowego to jest mniej więcej zawsze punkt środkowy. już nie można cofnąć niczego, już historia bę- dzie się musiała rozegrać aż do finału, czy tragicznego, czy szczęśliwego. .. Przekroczenie Dunaju – a proszę sobie wyobrazić, jak to wygląda.

To jest taki Szeregowiec Ryan, tylko że kilkadziesiąt lat wcześniej. Dunaj w tym miejscu, w którym był forsowany, ma blisko kilometr szerokości. I to się dzieję pod ogniem tureckim. Kto płynie, kto forsuje Dunaj? Czcigodni Ojcowie, przede wszystkim Polacy. W niektórych jednostkach rosyjskich ponad połowa stanu w tamtym czasie w głównych wojskach operacji bułgarskiej to są Polacy. Polacy w Wołynia, Polacy z Mińszczyzny – polski rekrut.

Tam są Polacy i jako szeregowcy pod tymi tureckimi kulami, a kule lecą notabene z amerykańskich Winchesterów. Amerykańskie Winchestery, których duża transza została sprzedana Turkom (wspominam o tych realiach, żeby można było to sobie lepiej wyobrazić, że to są: troszkę taki „Szeregowiec Ryan”, a troszkę jakieś właśnie westernowe realia), więc Polacy jako szeregowcy i Polacy jako dowódcy. Dowodzi np. rozpoznaniem rosyjskim na południowym brzegu polski oficer. Szefem sztabu tej armii na wojnę z Turkami jest Polak. No cóż, kilkanaście lat wcześniej dosługiwał się medali za służbę w armii rosyjskiej Romuald Traugutt – prawda? – . uczestnik wojny krymskiej. ..

Czyli, jeśli książę Adam Sapieha sformuje ten legion za angielskie pieniądze, sformuje ten legion do uderzenia na Moskali przez Rumunię, to jakie będą tego konsekwencje? Konsekwencja praktyczna będzie taka, że Polacy na tym froncie będą strzelali do Polaków, tak? Źadnej Polski, oczywiście, z tego nie będzie, no bo jakież mogą być z tego siły? Anglicy dali pieniądze, bo czas ich nagli, bo ich pili geopolityka, ale oczywiście – tak jak powstanie styczniowe, tak jak powstanie listopadowe – nie będzie z tego żadnej Polski. Będzie tylko i aż: spowolnienie rosyjskiej ofensywy na Bałkanach.

I teraz – dlaczego Anglicy dają pieniądze na jakiś polski legion polskiemu księciu we Wiedniu? Dlatego że działa zawsze ta sama geopolityka. Z angielskiej perspektywy rosyjski marsz przez Bułgarię to jest marsz na Stambuł. Tak jak w 1829 r. car Mikołaj I prawie wziął Stambuł. Zatrzymał ofensywę rosyjską, dlatego że Londyn i Paryż oznajmiły, że to będzie wojna światowa, jeżeli Rosjanie wezmą cieśniny tureckie. Bo jeśli Rosjanie wezmą cieśniny tureckie, to z perspektywy Londynu następnym ich krokiem będzie… marsz na Indie. Tak Anglicy na to patrzą. Marsz na Indie. Oni tak na to patrzyli w roku 1829 i 1830, i rewolucja w Warszawie została rozpętana – z angielskiej perspektywy -jako działanie na tyłach, która ma zdywersyfikować rosyjskie siły i uniemożliwić Rosjanom marsz na Chiwę, jeszcze nie na Indie wtedy, tylko na Chiwę.

Otóż Rosjanie w latach 70. XIX w., kilkadziesiąt lat później, już tę Chiwę wzięli – to jest takie miasto kupiecko- -zbójeckie w Azji Środkowej -i dla Anglików to jest „oczywista oczywistość”, że jak wzięli Chiwę, a za chwilę wezmą Stambuł, to idą na Indie, czyli podnoszą rękę na perłę w Koronie Brytyjskiej i temu trzeba zapobiec. I to jest powód, dla którego Anglicy (Anglicy, którzy nigdy żadnych pieniędzy nie dają; zawsze dają tylko obietnice bez pokrycia, zawsze starają się wszystko załatwić jak w ’39 – za poklepywanie po ramieniu) wtedy dają pieniądze, znaczną sumę pieniędzy. To jest dowód na to, jak bardzo czas ich pili. Otóż Monroe B. Johnston oczekuje od księcia Adama Sapiehy tego powstania w Polsce teraz, zaraz. Za dwa tygodnie, za miesiąc najpóźniej ma być powstanie. Królestwo Polskie ma zapłonąć za angielskie pieniądze. I książę Adam Sapieha te pieniądze wziął.

I… w tym momencie ważą się losy Polski. Dlaczego?

Dlatego że z kolei W Berlinie są skonkretyzowane wojenne plany awaryjne. Helmut Von Moltke starszy,[ bo w czasach I wojny światowej będzie junior, wtedy jest senior, autor sukcesów pruskich w Wojnie z Francją] – w wojnie z Austriakami pięć lat wcześniej pod Sadową i pod Pragą Prusacy biją Austriaków. I to są te dwie wojny, które stoczyli Prusacy, aby całe Niemcy wziąć za twarz.

I otóż Bismarck mówi: „Niemcy potrzebuj ą jeszcze trzeciej wojny po zjednoczeniu. Źeby zabezpieczyć Pruski i Niemiecki stan posiadania w Europie, Niemcy potrzebują jeszcze trzeciej wojny„. I teraz w plany tej trzeciej wojny Prusacy – Moltke, Bismarck – wkalkulowali powstanie w Polsce.

Zdaję sobie sprawę, że tłumaczę tutaj częściowo nieznane przez nieznane. Wspominam pewne mało znane meandry historii, powołując się na inne sytuacje, a wygłaszam tutaj tezy, które nie są podręcznikowe, tzn. mówię o powstaniu listopadowym, powstaniu styczniowym, jako o prowokacjach, tak? Prowokacji pruskiej z Londynem w tle, z diasporą żydowską zainteresowaną i żywo zaintrygowaną tym, żeby Polacy popełniali periodycznie harakiri aż do samozniszczenia. I otóż w latach 70. XIX w., już po tamtych powstaniach, Prusacy mają bardzo skonkretyzowany plan awaryjny.

To znaczy, jeżeli w Królestwie Polskim dojdzie do powstania, co do którego oni wcale nie wykluczają, że mogliby się zaangażować w jego rozpętanie – tak jak to było w 1863 r., kiedy całe oddziały powstańcze wyposażone, można powiedzieć uzbrojone po zęby, przechodziły do Królestwa właśnie z zaboru pruskiego. Niech nikt nie myśli i niech nikt nie podejrzewa, że to się działo bez wiedzy Berlina i że to nie było właśnie pod auspicjami pruskiego sztabu generalnego. Tak było. Dowodem na to jest obecność w rękach powstańców styczniowych, tych oddziałów, które przechodzą z zaboru pruskiego, najlepszej, najbardziej wówczas nowoczesnej broni pruskiej -karabinów odtylcowych systemu Dreysego. To te karabiny wygrają dla Prusaków bitwę pod Sadową, to te karabiny wygrają bitwę pod Sedanem. I jeśli te karabiny trafiają do rąk powstańców styczniowych, to znaczy, że dla Prusaków prowokacja powstańcza w Polsce jest tak istotna – przekierowanie polskiej irredenty na Moskali, żeby, jak mają szumieć, to niech szumią tam, w zaborze rosyjskim, nie u nas – to jest dla nich zadanie tak priorytetowe, że ten priorytet jest ważniejszy, niż utrzymanie w sekrecie tej nowej broni. Więc Prusacy, którzy już wcześniej angażowali się w takie prowokacje, są w 1877 r. zdecydowani: jeśli w Królestwie Polskim podniesie się kolejne powstanie, to armia pruska wkracza do Królestwa i otacza je „kordonem sanitarnym” do linii Narwi.

Tak to jest w pruskich planach wojennych. Do linii Narwi kordon sanitarny (przypominam, że to się nazywało również „kordonem sanitarnym” W czasie insurekcji kościuszkowskiej, prawda? Myśmy walczyli z Moskalami, a Prusacy tylko kordon sanitarny wprowadzili, tylko że on aż do Warszawy doszedł).

Dobrze, więc taki jest plan pruski, czyli: jeśli naciśnięty przez Anglików w Wiedniu guzik zadziała, irredenta polska rozpali powstanie, to armia pruska interweniuje w Królestwie Polskim. Prusacy mają taki plan, ale Moskale nie są już tak w ciemię bici, nie są już tak zdezorientowani, jak byli wcześniej, w 1830 i 1863. Moskale, jak sądzę, dobrze odrobili lekcje. Świadectwem tego są przesłanki, że oni się orientują. Lepiej się orientują niż wcześniej i nie pozwolą sobie takiej operacji, takiej prowokacji rozpętać w Królestwie Polskim i nie pozwolą sobie na kolejne zaskoczenie w tej sprawie. I to są właśnie te nowe korpusy armijne Wilno, Grodno, Kowno. Te korpusy armijne, które sformowali Moskale, ale nie wysyłają ich ani na front bułgarski, ani na front kaukaski – bo ta wojna z Turkami trwa jednoczenie i na froncie bułgarskim, i na froncie kaukaskim. Ba, wycofują z Warszawy dywizję kawalerii. Historycy piszą, że to właśnie na front kaukaski, ale po bliższym sprawdzeniu okazuje się, że nie jedzie ta dywizja na front kaukaski, tylko jest dyslokowana do Brześcia i na coś czeka…

Co nam się tutaj rysuje? Rysuje nam się tutaj scenariusz z 1914 r., scenariusz pierwszego aktu I wojny światowej. Prusacy będą gotowi stoczyć wojnę z Moskalami, zakładając, że ich (Moskali) mobilizacja zajmie znacznie więcej czasu niż mobilizacja Francuzów, iw związku z tym zakładają, że uda im się po rozgromieniu wstępnym Francuzów, przerzucić siły z zachodu na wschód i tam stawić czoła wojskom rosyjskim, bardziej ślamazarnym niż francuskie, ze względu na gorszą logistykę – brak właśnie dróg żelaznych. W porównaniu z Prusami i z Francją w Rosji jest mniej dróg żelaznych. Więc w 1914 r. Prusacy zakładają, że mobilizacja Moskali potrwa dłużej. Mylą się w swoich rachubach, bo z kolei Rosjanie działają na serdeczną prośbę swoich aliantów, Francuzów i Anglików, przyspieszając ofensywę na wschodzie.

Tu jeszcze raz powtórzę: przeskoczyłem do 1914 r., i to jest ta letnio-jesienna kampania właśnie w Prusach Wschodnich, czyli ofensywa rosyjska rozpoczęta przed zakończeniem mobilizacji. To było zaskakujące dla sztabu pruskiego w 1914 r., że Rosjanie ruszyli, mimo że nie mieli jeszcze prawa, a oni ruszyli jako lojalny aliant Paryża. Więc ofensywa Rennenkampfa i Samsonowa, która zakończy się sromotną klęską Moskali, II bitwą grunwaldzką – bitwą pod Tannenbergiem (1914). To na pamiątkę tej bitwy Prusy, już wtedy zjednoczone Niemcy, wybudują Mauzoleum Hindenburga. Bo to marszałek Hindenburg z Ludendorfem stawili czoła Rennen- kampfowi i Samsonowowi w tej kampanii letnio-jesiennej 1914 r.

I teraz takie moje reżyserskie skojarzenie, proszę wyraźnie to odróżniać, że to nie jest żaden dowód na nic, to jest tylko taka literacka przesłanka do myślenia w pewnym kierunku. Otóż powiedziałem, że w 1877 r. figury na szachownicy są rozstawione w sposób bardzo zbliżony do tego rozstawienia z lipca/sierpnia 1914 r. Mamy Anglików, którzy są zainteresowani tym, żeby włożyć kij w szprychy ofensywy rosyjskiej, nawet jeśli to będzie kosztowało kolejną hekatombę narodu polskiego. Oczywiście w Londynie to nie jest żaden problem – prawda? -jeśli Polacy zaatakują swoich własnych rodaków, tylko w rosyjskich mundurach, a zaatakują ich w Bułgarii. Czy, dajmy na to, polskie zagony kawaleryjskie będą prowadzić partyzancką wojnę, niszcząc, wysadzając linie kolejowe w Rumunii, to wyobraźcie sobie, Ojcowie, jakie tego będą reperkusje w narodzie rosyjskim iw establishmencie rosyjskim.

To będzie efekt powstania styczniowego, tylko do sześcianu. Będzie na dodatek do zwykłej wojennej pacyfikacji, uzasadniona nienawiść i pogarda dla Polaków. już nie tylko, że tak powiem, literackich zdrajców słowiańszczyzny, ale po prostu jako zdrajców, którzy zadali cios w plecy armii cesarskiej, tak? Która o co walczy? Która walczy o to, żeby chrześcijan – schizmatyckich, ale jednak chrześcijan – wyzwolić spod wielowiekowej niewoli tureckiej. Czyli gdyby doszło do wybuchu tego powstania, to to

jest sprężyna mechanizmu zegarowego, który uruchamia, jeśli chodzi o sprawę polską, mechanizm insurekcyjny prowadzący do ostatecznego „samozaorania” sprawy polskiej.

To znaczy – i to jest najważniejsze zdanie, jakie mam tutaj dziś do powiedzenia – gdyby zrealizowało się to, co – jak mówię – było nakręcone, i od momentu gdy główne siły rosyjskie sforsowały Dunaj w nocy z 26 na 27 czerwca 1877 r., gdyby ten scenariusz potoczył się po ludzku, to w 1918 r. nie byłoby komu „robić Polski”. Nie byłoby niepodległej Polski, ponieważ nie byłoby komu jej robić.

Ponieważ na przełomie lat 1877 i 78 pacyfikacje i masakry wojenne to jest już świat nowoczesny. Jesteśmy już po wojnie secesyjnej w Stanach Zjednoczonych. Tam świat zobaczył, co to znaczy masakra wojenna, co to jest bombardowanie miast. To wszystko dzieje się już na Bałkanach w czasie wojny rosyjsko-tureckiej. Tam dochodzi do pacyfikacji, do rozmaitych zbrodni wojennych, zresztą z obu stron. A zatem stawiam tezę: w 1918 r. nie byłoby żadnej niepodległości, w 2018 r. nie byłoby czego świętować, nie byłoby jubileuszu 100-lecia niepodległości, ponieważ sprawa polska zostałaby ostatecznie i raz na zawsze zaorana.

I teraz: z 26 na 27 – forsowanie Dunaju; 27 czerwca wieczorem w Gietrzwałdzie Justynka Szafryńska pierwszy raz widzi Najświętszą Maryję Pannę. Co mówi Najświętsza Maryja Panna pierwszego dnia? Nic nie mówi. Pierwszego, drugiego dnia nic nie mówi. Kiedy pierwszy raz widzą ją wizjonerki, Ona nic nie mówi. Ona tylko przypomina, że jest: po pierwsze – Matką, a po drugie – Królową. Ona daje się widzieć dziewczynkom z Dzieciątkiem iw koronie. jedno i drugie przynoszą Aniołowie. Tak to opisują dziewczynki, niezależnie od siebie, jak wiadomo, ponieważ dobry ks. proboszcz Weichsel z Gietrzwałdu zadbał o to, aby już od samego początku wykluczyć możliwość, samo podejrzenie uzgadniania zeznań przez dziewczynki. A zatem jeśli Maryja pokazuje się w Gietrzwałdzie, to nie po to, żeby (najwyraźniej ). .. nie jest początkiem, głównym tematem jej przesłania to, co my dzisiaj czytamy. Te wszystkie – skąd inąd zacne i bardzo dobre i krystalicznie czyste – rady, które mamy z Gietrzwałdu.

Ale nie od tego NMP zaczęła. Ona zaczęła od tego, że zjawia się tam, przypomina Polakom, że jest ich Matką i Królową i- uwaga – rzecz bez precedensu – Ona zapowiada, że będzie tu jeszcze przez najbliższe dwa miesiące. Rzecz bez precedensu. Ona mówi, że tam będzie. Po co Ona to mówi? Przecież nie dla fantazji. Przecież nie dla poklasku ludzkiego.

Uświadomiłem sobie, Ojcowie Czcigodni, że Najświętsza Maryja Panna chce wywołać zbiegowisko. Ona najwyraźniej chce zorganizować masy ludzkie, masy polskie i chce doprowadzić do tego, żeby Polacy ruszyli do Gietrzwałdu. My się dziś tego dowiadujemy -jest gazeta, jest telegraf, ale nie martwcie się: Będę tam jeszcze i za miesiąc, i za dwa miesiące. Ona, uwzględniając realia techniczne, technologiczne, komunikacyjne, logistykę drugiej połowy XIX w., działa tak, żeby możliwie jak najwięcej Polaków przybyło do Gietrzwałdu. I teraz kolej pruska na linię do Olsztyna, stację Biesal (20 km przed Olsztynem) sprzeda w ciągu kwartału 1877 r. 300 000 biletów. No to jeżeli uwzględnimy, że nie wszyscy tam jadą koleją, bo przecież z zaboru rosyjskiego niektórzy tam idą na piechotę, przez zieloną granicę. Pielgrzymki, całe parafie, grupy pod przewodnictwem swoich proboszczów, którzy będą potem karani grzywnami przez władzę pruską, będą zatrzymywani przez władzę ruską na granicy…

Najświętsza Maryja Panna wywołuje ruch pielgrzymkowy bez precedensu w dziejach Polski wcześniej i później. To, co tam się dzieje, statystykę, można porównać z tym, co się działo na przełomie lat 70. i 80. (XX W.), na raty rozłożone, co było związane z pielgrzymkami Jana Pawła II do ojczyzny.

Wtedy, w 1877 r., wszystkich Polaków jest ok. 10 mln. Czyli, jeśli nie przeszacujemy mówiąc, że w tym 1877 r., od rozpoczęcia objawień aż do jesieni, że przez Gietrzwałd przewali się 0,5 mln Polaków – myślę, że to nie jest przeszacowane mówić, że to o, 5mln – to jest 5% populacji. No to wyobraźmy sobie, co to znaczy pięć procent. To znaczy, że każde miasteczko, każda wieś, każdy region wydelegował kogoś, kto będzie bezpośrednim świadkiem Gietrzwałdu, kto będzie mógł z pierwszej ręki opowiedzieć. To są i księża, i świeccy – w większości, oczywiście, statystycznie świeccy, prawda?

I teraz: dlaczego Maryja to robi? Dochodzę do przekonania, że – jeżeli to wszystko poważnie traktujemy, a traktujemy to przecież najpoważniej, i jeśli wykluczamy jakąkolwiek przypadkowość w tym działaniu, jeśli wykluczmy impulsywność NMP, bo Ona, będąc uczuciową, nie jest przecież impulsywną w sensie egzaltacji, prawda? I nie czyni tego wszystkiego, nie przewidując konsekwencji swoich działań. Nie objawia się: „A, wstałam rano, co dziś zrobię? A! Objawię się dwu dziewczynkom. Gdzie? A, Gietrzwałd!…”.

To nie dzieje się w ten sposób. Otóż trzeba zadać pytanie: dlaczego Gietrzwałd? I otóż odpowiedź na to pytanie już padła. Stacja Biesal – 5 km od Gietrzwałdu. W 1914 r. przed bitwą, która zakończy się klęską Moskali – Bitwą pod Tannenbergiem – na stacji Biesal będzie się wyładowywać korpus rezerwowy, bodajże z Hesji. Na tej stacji będą się wyładowywać posiłki z Niemiec środkowych i zachodnich, dzięki którym uda się zatrzymać ofensywę Rennenkampfa i Samsonowa.

Moim zdaniem, Czcigodni Ojcowie, Najświętsza Maryja Panna z jednej strony spuszcza w Gietrzwałdzie zatrute powietrze insurekcyjnego ducha polskiego, zmienia atmosferę w narodzie. A to jest naród, o którym Fryderyk Engels pisał, że zawsze można na niego liczyć. Przypomnijmy jego słowa; „jeżeli idzie o sprawę rewolucji światowej, to na nikogo nie można liczyć tak, jak na Polaków„. Więc to czyni Najświętsza Maryja Panna: wykręca wentyl z tego rewolucyjnego balonu. Przekierowuje Polaków na prawdziwe zjednoczenie – przecież powstania polskie nie są aktami zjednoczenia narodowego. Przecież owe powstania ryją właśnie najgłębsze rowy w narodzie polskim. To zawłaszczona przez insurekcjonistów, socjalistów legenda narodowa przedstawia akty powstań- cze jako akty zjednoczenia narodowego, a było wręcz przeciwnie.

Otóż Maryja zapewnia nam zdrową alternatywę. Mówi -i tu przechodzę już do samej istoty przesłania -jeśli chcecie mieć wolną Polskę, to najpierw muszą być wolni Polacy. A Polacy, żeby byli wolnymi, muszą najpierw wyzwolić się od wewnętrznych uzależnień, prawda? Bo cóż po suwerenności politycznej, jeżeli to będzie suwerenność oddana w ręce ludziom, którzy są niewolnikami różnych fałszywych doktryn i zgubnych nałogów.

Ona mówi to w bardzo prosty sposób i transmituje w Gietrzwałdzie tę prawdę na naród. A z drugiej strony dokonuje wodzowskiego rozstrzygnięcia tej niedoszłej kampanii. Ona w zarodku odwołuje prowokację insurekcyjną w Polsce i jednocześnie odwołuje wojnę światową, do której już niebawem miało dojść.

Spróbujcie sobie to, Ojcowie, zwizualizować, że to jest moment dziejowy -jak w filmie gangsterskim – moment, w którym wszyscy bandyci mają po kieszeniach swoich płaszczy odbezpieczone rewolwery i to jest ten moment, kiedy czekamy, kto pierwszy wystrzeli, tak? Wszyscy mają te rewolwery w dłoniach: Moskale, Prusacy. Przez cały wrzesień 1877 r. na zachodnich rubieżach tego nowego, świeżego Imperium Niemieckiego trwają manewry wojenne. Przez cały wrzesień. To jest rzecz jednak bez- precedensowa. Przez cały miesiąc cesarz jest na manewrach. Co to znaczy? Źe to nie są żadne manewry, tylko to jest koncentracja wojenna. I te korpusy armijne zebrane na tych manewrach w zachodniej części kraju – po to, aby Moskale się nie połapali – mają w krytycznym momencie błyskawicznie -jak na tamte realia błyskawicznie, bo liczone jest to w dziesiątkach godzin – mają być koleją przetransportowane na rubieże wschodnie, przede wszystkim do Prus Wschodnich.

Ale nie mogą być przetransportowane koleją, bo jedyna strategiczna linia kolejowa (do Olsztyna) została zatkana przez „ciemny lud”, który wierzy w jakieś objawienia. Zakorkowała się strategiczna linia komunikacyjna i armia pruska, nie zarządzając stanu wojennego, tj. nie wyrzucając tych wszystkich ludzi w pociągów, nie może nic zrobić w tej sprawie. A nie zarządzą tego stanu wyjątkowego dlatego, że wtedy zdradziliby swoje intencje, że nie mogliby wtedy przeprowadzić tej połowicznie tajnej mobilizacji. Nie mogliby- udając dalej, że nic się nie dzieje – wyprowadzić wtedy odpowiedniej liczby dywizji do ofensywy wymierzonej w Rosję.

I to zatem – proponuję takie na to spojrzenie – że, jeśli na moment zapomnimy o samym objawieniu, jeśli nie będziemy przez chwilę myśleć o istocie objawienia, przesłania, orędzia gietrzwałdzkiego; jeśli zobaczymy tylko konsekwencje socjologiczne, militarne, polityczne tego, co wydarzyło się między 27 czerwca a 16 września – nazwijmy to wszystko „zdarzeniem gietrzwałdzkim”. jeśli przez chwilę nie będziemy nikomu mówić o tym, kto i co tam powiedział- to same konsekwencje to jest opatrznościowy scenariusz ratunkowy w sytuacji najwyższej konieczności. W sytuacji, w której żaden czynnik ludzki nie może już zadziałać.

Dlaczego jednak żaden czynnik ludzki nie może już zadziałać? Przecież Najświętsza Maryja Panna mogłaby sobie zażyczyć na dywanik Bismarcka, Aleksandra II i ich poinstruować – co ma być. Tak, no tak! Ale gdyby nawet zdecydowała się na taki sce- nariusz – przemawiania bezpośrednio nie tylko do serc ludzkich osób pierwszych, postawionych na szczytach państw – no to, do czego to prowadzi, pokazał nam dwa lata wcześniej scenariusz z prezydentem Moreno w Ameryce Łacińskiej. Był taki mąż sta- nu, który się zadeklarował jako wierny syn Kościoła i został niezwłocznie zgładzony przez swoich demokratycznych wyborców. Więc najwyraźniej scenariusz interwencji poprzez wszystkie inne, cały ten wachlarz innych możliwości, którymi dysponuje Maryja, wpływania na nasze życie – przez dobre natchnienia, przez naszych świętych patronów, naszych aniołów stróżów- zostało najwyraźniej ustalone na naradzie wojennej z udziałem św. Michała Archanioła, że te możliwości nie gwarantują ratunku dla świata i dla Polski.

I dlatego właśnie Najświętsza Panna, nie z egzaltacji, nie z ekstrawagancji, tylko w stanie najwyższej konieczności, decyduje się osobiście wystąpić. Nie może przecież małym dziewczynkom w Gietrzwałdzie opowiadać o zagrożeniu wojennym, nie może ludziom opowiadać o wojnie światowej, bo spowoduje tylko i wyłącznie panikę, prawda? Nikt nie będzie w stanie, a gdyby nawet był (w stanie) – przejąć do wiadomości te najgorsze na świecie wieści, to nikt nie będzie w stanie zmienić tego scenariusza jedynym sposobem jest ściągnięcie do Gietrzwałdu setek tysięcy ludzi, niesłychane zagęszczenie ruchu pielgrzymów na tej strategicznie istotnej dla imperium pruskiego linii kolej owej. I to właśnie się dzieje w Gietrzwałdzie.

I to właśnie przyszedłem tutaj opowiedzieć.

Grzegorz Braun

[Źródło:] Zawsze wierni, nr 3 (196) czerwiec 2018

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (22.05.2018) | http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=22988&Itemid=80

Skip to content