W Kędziernie-Kożlu po raz szósty odbył się Dzień Kresowy. Był to efekt gigantycznej pracy Witolda Listowskiego, prezesa Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, byłego oficera, którego swego czasu wyrzucono z Ludowego Wojska Polskiego za jego niezależne poglądy (do służby został przywrócony dopiero po 1990 r., ale munduru już nie założył). Cała więc uroczystość była przygotowana z wojskową precyzją.
Jeszcze parę dni temu wydawało się, że wszystko się zawali. Pan prezydent Trzeciej RP odmówił bowiem patronatu, co dla środowisk kombatanckich, niepodległościowych i kresowych było ogromnym ciosem. Tym większym, że środowiska te na Lecha Kaczyńskiego głosowały masowo, licząc, że spełni obietnice wyborcze w sprawie przywrócenia prawdy historycznej, w tym też prawdy o ludobójstwie na Kresach Wschodnich. Po licznej wymianie korespondencji w końcu do Kędzierzyna-Koźla przyjechała pani minister z Kancelarii Prezydenta. Jej udział ograniczył się tylko do złożenia wieńca pod pamiątkową tablica ku czci pomordowanych Polaków przez OUN-UPA. Do zebranych nie powiadziała ani słowa, nie odczytała też listu od Prezydenta, tłumacząc się … ciszą wyborczą.
Drugim problemem była odmowa ze strony Wojska Polskiego w sprawie udziału w uroczystościach kompanii honorowej i orkiestry wojskowej. Dopiero interwencje u jednego z wiceministrów MON powodowały, że kompania w końcu przybyła, ale orkiestra nie. Uroczystości odbyły się więc w ciszy, ale z ogromną godnością.
Najpierw była sesja naukowa w Gimnazjum im. Orląt Lwowskich, a później uroczysta msza św. z udziałem kompanii honorowej i kilkudziesięciu pocztów sztandarowych oraz bardzo wielu gości z różnych miast. Były też władze samorządowe i prezydent miasta. Było także wiele młodzieży. Po mszy św. ogromny pochód przeszedł ulicami miasta. Pod pamiątkową tablicą, która znajduje się na frontonie wspomnianego gimnazjum najpierw padła salwa honorowa, a następnie dziesiątki delegacji złożyły wieńce, w tym też od władz województwa, powiatu i miasta.
W czasie uroczystości zabierałem dwukrotnie, raz wygłaszając wykład na sesji, drugi raz głosząc kazanie w kościele. Mówiłem m.in. o obowiązku jedności i solidarności pomiędzy organizacjami kresowymi i patriotycznymi, a także zachęcałem do pracy z młodzieżą, aby tradycje kresowe i pamięć o ludobójstwie nie odeszły w zapomnienie.
Krytykowałem też publicznie o haniebną decyzję KUL o nadaniu doktoratu h.c nacjonaliście Wiktorowi Juszczence. W sparwie tego doktoratu wypowiadało sie te wiele innych osób. W kuluarach natomiast organizacje kresowe ustalały kolejne akcje protestacyjne, a tym tez w Lublinie w dniu 1 lipca br., czyli w dniu przyjazdu Juszczenki na KUL.
Zdjecia na stronie zamieszczę po niedzieli.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski