19 kwietnia o godzinie 12.00 zawyły warszawskie syreny, oczywiście nie te, które Warszawa ma w herbie, tylko te na dachach, stanowiące fragment systemu obrony cywilnej – w hołdzie dla bohaterów powstania w Getcie Warszawskim. W samo południe bowiem rozpoczęły się urzędowe obchody 75 rocznicy tego powstania, z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy oraz przedstawicieli partii i rządu. Jednak godzinę wcześniej rozpoczęły się w Warszawie obchody alternatywne, zorganizowane przez środowiska żydowskie i inne, niezadowolone z aktualnej linii polityki rządu. Jednym z przejawów tego niezadowolenia było manifestacyjne odrzucenie prezydenckiego zaproszenia na oficjalne uroczystości przez Henryka Szlajfera – między innymi z powodu „brutalnej ingerencji w historię Żydów Warszawy i Polski”. Chodzi zapewne o to, o czym z rozbrajającą szczerością powiedział jeszcze pod koniec marca pan red. Seweryn Blumsztajn – że jeśli sprawa nowelizacji ustawy o IPN „zaczęła iść do przodu, to musi zostać przyjęta żydowska opowieść o Holokauście”. Dodajmy – przyjęta powszechnie i bez zastrzeżeń – niczym marksizm w Związku Radzieckim. Trudno o jaśniejsze wyrażenie intencji umocnienia żydowskiego monopolu na ustalanie obowiązującej prawdy o holokauście – i to prawdy dostosowanej do mądrości etapu. Mądrość etapu zaś wymaga by raz odpowiedzialnością za holokaust obarczać „Niemców”, a innym razem – „nazistów” – tych samych, których nowojorski redaktor naliczył w Warszawie aż „60 tysięcy”.
Dopiero na tym tle lepiej rozumiemy przyczyny, dl;a których nowelizacja ustawy z 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej wzbudziła takie poruszenie nie tylko w Izraelu, nie tylko wśród diaspory żydowskiej, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, ale również – w środowiskach szabesgojów w Polsce i za granicą. Wypada tedy przypomnieć, że ta nowelizacja, z polskiego punktu widzenia oczywiście spartaczona, bo stworzyła możliwość bezkarnego szkalowania Polski i narodu polskiego w dziełach naukowych i produkcjach artystycznych, polegała na dodaniu do istniejącego od roku 1998 we wspomnianej ustawie art. 55, przewidującego karalność tzw. „kłamstwa oświęcimskiego”, a więc każdej próby kwestionowania zatwierdzonej do wierzenia wersji historii II wojny światowej, a masakry europejskich Żydów w szczególności – artykułu 55 a, na podstawie którego Polska mogłaby chronić również swoja reputację. Spotkało się to z zarzutem dławienia swobody badać naukowych, chociaż karalność „kłamstwa oświęcimskiego” sprawia, ze w dyskusjach historycznych ostatnie słowo należy do prokuratora. Ponieważ jednak w tym przypadku prokurator stoi na straży żydowskiego monopolu na ustalanie prawdy („musi zostać przyjęta żydowska opowieść o holokauście” – jak wyjaśnia pan red. Blumsztajn), to swoboda badań naukowych na tym ucierpień nie może, podczas gdy w sytuacji, gdy mniej wartościowy naród polski chciałby skorzystać z tego samego narzędzia – aaa, to zbrodnia niesłychana, bezprzykładny zamach na swobodę badań naukowych i wolność słowa. I jeśli nawet etapy się zmieniająa wraz z nimi – również tak zwane „mądrości etapu” (palę wszystko co kochałem, kocham wszystko, co paliłem”), to jednak w tej zmienności natykamy się na tak zwane „stałe fragmenty gry”, widoczne również w liście, który Henryk Szlajfer skierował był do prezydenta Andrzeja Dudy. Wśród uczestników powstania w Getcie Warszawskim, którzy walczyli o „inne wartości” niż te, ku którym skłania się „obóz polityczny” związany z prezydentem, pan Szlajfer wymienił „syjonistów różnych odłamów, harcerzy z Haszomer Hacair, bundowców, czy socjalistów z Poalej Syjon”, a nawet „komunistów” – ale pominął bojowników z Żydowskiego Związku Wojskowego. Chociaż była to najsilniejsza i najsprawniejsza bojowo organizacja, to Ministerstwo Prawdy nakazało wykreślenie jej z historii już w czasach stalinowskich i nie można wykluczyć, że również pan Henryk Szlajfer o tym słoniu w menażerii zapomniał. A dlaczego? A dlatego, że w odróżnieniu na przykład od „komunistów”, Żydowski Związek Wojskowy, skupiający oficerów i podoficerów Wojska Polskiego, demonstrował przywiązanie do Rzeczypospolitej Polskiej i nawet w rejonie swego działania wywiesił polską flagę obok żydowskiej, no a poza tym skupiał żydowskich działaczy prawicowych, związanych z AK, podczas gdy według ówczesnych, stalinowskich mądrości etapu, z „nazistami” walczyli komuniści, podczas gdy zaplute karły reakcji stały „z bronią u nogi”. Jak widzimy, monopol na prawdę nie oszczędza przeciwników politycznych żydokomuny nawet za grobem. Ciekawe, że w 65 lat po śmierci Stalina, ten zapis cenzorski nadal obowiązuje i to nie tylko w Polsce, ale i w USA. Dowiadujemy się właśnie, że kongresmani Ed Royce i Ellion Engel z Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Kongresu USA, po wysłuchaniu zachęty ze strony ministra obrony Izraela Awigdora Liebermana, rosyjskiego Żyda, w specjalnym liście ofuknęli premiera Mateusza Morawieckiego, by w podskokach położył kres podważaniu niezależności wymiaru sprawiedliwości, tłamszeniu wolności słowa i zgromadzeń. O rosyjskim, a właściwie sowieckim rodowodzie Awigdora Liebermana wspominam nie bez kozery, bo jemu właśnie skłonny jestem przypisywać autorstwo argumentacji użytej w liście do premiera Morawieckiego przez Wielce Czcigodnych kongresmanów że mianowicie „działania polskiego rządu są na rękę tym, którzy dążą do podziałów w NATO”. Jest to logika identyczna z tą, jakiej użył wobec nas, żołnierzy-studentów Studium Wojskowego UMCS w Lublinie pułkownik Hipolit Kwaśniewski. W marcu 1968 roku oświadczył nam zupełnie serio, że żołnierz, który nie wykona strzelania, będzie uważany za agenta Bundeswehry. Jestem pewien, ze kongresmani mogli przyswoić sobie i tę logikę i ten sposób argumentowania od Awigdora Liebermana, co od kogóż innego? Pozostaje tylko mieć w Bogu nadzieję, że inni kongresmani są trochę mądrzejsi, chociaż podpisy 59 senatorów pod listem do premiera Morawieckiego świadczą, że może być odwrotnie.
Podczas gdy kongresmani, najwyraźniej tylko w ogólnych zarysach zorientowani, z jakiego klucza mają ćwierkać, operują w swoim liście ogólnikami, niemiecki owczarek Franciszek Timmermans bez ceregieli przechodzi do konkretów i przedstawia naszemu bantustanowi ultimatum treści następującej: zlikwidowanie skargi nadzwyczajnej, którą od prawomocnych już wyroków można by kierować do Sądu Najwyższego, pozostawienie na stanowisku I prezesa Sądu Najwyższego pani Małgorzaty Gersdorf oraz – po trzecie – pozostawienie w Sądzie Najwyższym wszystkich sędziów pod 65 roku życia. Trudno o wyraźniejszy dowód troski o zapewnienie konfidentom – być może nie tylko SB, czy WSI, ale również STASI – wpływu na orzecznictwo sądowe, zaś specjalny punkt dotyczący pani Gersdorf skłania do podejrzeń, że dla Naszej Złotej Pani może ona być folksdojczem wyjątkowo cennym.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 22 kwietnia 2018
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).