Aktualizacja strony została wstrzymana

Ministerstwo Prawdy Marka Zuckerberga. Oto nowe oblicze cenzury

Mark Zuckerberg usiłuje stworzyć coś w rodzaju własnego Ministerstwa Prawdy na wzór tego z „Roku 1984” – pisze Steven W. Mosher. – Różnica jest taka, że w przeciwieństwie do wizji z dystopijnej powieści Orwella, kreator Facebooka używa „magazynów pełnych komputerów”, a nie ludzi do cenzurowania zamieszczanych treści.

Powieściowego Winstona zastępują więc „skomplikowane algorytmy komputerowe – sekwencja jednoznacznych instrukcji napisanych kodem komputerowym – które sterują jego komputerami samodzielnie i głównie bez ludzkiej interwencji, aby promować wpisy pewnych grup, jednocześnie ukrywając teksty innych”.

Mosher zauważa, że Zuckerberg reprezentuje elitę o poglądach liberalnych, nie jest więc zaskoczeniem, że jego „algorytm tłumi głosy” tych, „którzy wierzą w świętość życia”. Podaje tutaj przykład Population Research Institute (Instytutu Badań Demograficznych), na którego portalu zamieścił swój tekst: „Od chwili wprowadzenia algorytmu na początku roku 2018 główna strona Population Research Institute odnotowała spadek o 41 proc., jeśli chodzi o zasięg” ich artykułów. Taka zmiana nastąpiła w ciągu zaledwie kilku miesięcy.

Podobnie dramatyczne spadki odnotowały inne strony „pro-life”, m.in. np. LifeSiteNews. „Powodem jest to, że Facebook, wraz z YouTube i Google celowo tłumią poglądy broniące życia i rodziny, jednocześnie bez przeszkód promując ideologię lewicową”. I nie dotyczy to jedynie organizacji „pro-life”, lecz generalnie stron konserwatywnych, takich jak Breitbart News i PragerU (spadki odpowiednio: 28 proc. i 32 proc.).

Mosher jednak jest przekonany, że głównym celem nie są ani organizacje „pro-life” czy duże konserwatywne ośrodki informacyjne, lecz tak naprawdę broniący prawa do życia prezydent Trump i cały ruch, który wyniósł go do prezydentury.

„Zuckerberg, który sam rozważał pomysł ubiegania się o prezydenturę, musiał być przerażony genialnym wykorzystaniem przez Trumpa Facebooka i innych platform mediów społecznościowych do komunikowania i mobilizowania” swojego elektoratu w roku 2016. Stąd nowy algorytm wydaje się być wynikiem nacisków, by się temu przeciwstawić.

I jak się okazuje, ów nowy algorytm uderzył najmocniej w facebookowe wpisy prezydenta Trumpa, które odnotowały od chwili jego wprowadzenia spadek aż o 45 proc., podczas gdy strony „lewicowych ikon, takich jak Elizabeth Warren czy Bernie Snaders, pozostały bez zmian”.

Autor podkreśla także, że wszelkie tłumaczenia, iż nie jest to spowodowane ideologicznym uprzedzeniem, to jedynie wybieg, gdyż w widoczny sposób promowane są treści lewicowe. Dąży się po prostu do uciszenia tych, których Hillary Clinton określiła jako „osoby godne pożałowania” (deplorables) – zwolenników obecnie rządzącego prezydenta.

Podaje też przykład własnej organizacji – Population Research Institute – która zakładała swoje konto na Facebooku ufając w obietnicę, że jest to platforma do nieskrępowanego głoszenia własnych opinii. Tymczasem okazało się, że zastosowano tu ewidentnie nieuczciwą technikę sprzedaży, tzw. „bait and switch” – „przynętę z zamianą”. Kiedy bowiem „platforma ta stała się podstawowym środkiem komunikacji, Zuckerberg zdecydował się (…) narzucić swoje poglądy pozostałym z nas”, co przypomina działania Orwellowskiego Ministerstwa Prawdy.

Mosher przytacza także opinie konserwatywnych polityków i komentatorów, takich jak Mike Pence, Steve Bannon i Ted Cruz, którzy wyrażają niepokój praktykami Zuckerberga i wpływem zarówno na przekazywanie informacji, jak i „kontrolowanie przemysłu reklamowego i osobistych danych użytkowników”.

Ted Cruz zastanawia się, dlaczego Facebook miałby się cieszyć „immunitetem prawnym”, jaki gwarantuje mu ustawa, jeśli chodzi o odpowiedzialność za zamieszczane tam treści, skoro „sam cenzuruje poglądy ludzi, z którymi się nie zgadza”.

Dopóki nadużywanie władzy przez Facebooka nie zostanie ukrócone – jak zauważa autor – użytkownicy muszą zwalczać cenzorskie zapędy giganta medialnego poprzez większą aktywność i zaangażowanie w przekazywaniu niewygodnych dla Zuckerberga treści.

„Lajkowanie” i udostępnianie artykułów blokowanych przez algorytm, a także inne działania, takie jak np. zaznaczenie w „Obserwowanych” opcji „Wyświetlaj najpierw”, może pomóc w obejściu algorytmu.

Autor nie ma złudzeń co do intencji twórcy Facebooka, ale też uważa, że nie można dopuścić do tego, aby gdzieś w tle działało Ministerstwo Prawdy, tylko dlatego, że ludzie pokroju Zuckerberga są wściekli, że ich platforma została wykorzystana do promocji niemiłych im idei, takich jak np. obrona życia ludzkiego od chwili poczęcia. Ich praktyki cenzorskie „są tylko odrobinę mniej niebezpieczne” niż podobne działania np. rządu Chin.

Źródło: www.pop.org

Jan J. Franczak

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-04-11)

 


 

Mark Zuckerberg pod ostrzałem. Został skarcony za cenzurę konserwatystów

Mark Zuckerberg stając przed senackę komisją nie był w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na pytania dotyczące powodów cenzury konserwatywnych stron na Facebooku. Przesłuchanie dotyczyło niedawnej afery wycieku i wykorzystania danych użytkowników Facebooka przez firmę Cambridge Analityca.

Mark Zuckerberg zeznawał przed komisją senacką w sprawie wycieku i wykorzystaniu danych blisko 87 milionów użytkowników Facebooka z USA. Republikanin Ted Cruz wziął młodego miliardera w krzyżowy ogień pytań dotyczących upolitycznienia portalu i wzmożonej cenzury konserwatywnych środowisk politycznych.

Zuckerberg nie był w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie „czy Facebook uważa się za neutralne politycznie medium”.

Jesteśmy wyczuleni na pewne treści takie jak: mowa nienawiści, promocja terroryzmu, nagość… – odpowiedział Zuckerberg. – To proste pytanie – czy uważa pan swoją firmę za neutralne medium czy też obierające poglądy którejś ze stron politycznego konfliktu? – pytał republikański senator, który ostatecznie nie doczekał się odpowiedzi.

Wielu amerykanów jest głęboko zaniepokojona działaniami Facebooka i innych technologicznych gigantów dotyczącymi cenzury konserwatywnych treści – kontynuował Cruz. Podał też przykłady blokowania artykułów, stron, petycji i innych form działalności medialnej osób o poglądach konserwatywnych. Najczęściej podawany powód blokowania to „zagrożenie publiczne”.

Na pytanie dotyczące przyczyn takiego działania Zuckerberg odparł, że w miejscu w którym rekrutują nowych pracowników pracuje wiele osób o lewicowych poglądach, popierających demokratów. Wskazał, że jest to problem z którym „ciągle walczy”.

Czy znany jest Panu jakiś przypadek zablokowania strony prowadzonej przez „Planned Parenthood”? Lub strony jakiegokolwiek demokraty? – zapytał Cruz.

Nie przypominam sobie – odparł Zuckerberg.

Senator Cruz zapytał miliardera czy zna poglądy polityczne 15 – 20 tys. pracowników odpowiedzialnych w jego firmie za monitorowanie treści. Zuckerberg odpowiedział, że pytanie o poglądy to kwestia prywatna i nie jest przedmiotem rozmowy kwalifikacyjnej kandydata.

Mark Zuckerberg został także zapytany o stanowisko Facebooka dotyczącedyskusji o aborcji. Zaznaczył, że nie powinno mieć miejsca żadne cenzurowanie treści związanych z tym tematem.

Przecież wiele kobiet miało aborcję, czy mając na uwadze ich komfort psychiczny, nie należałoby zaprzestać dyskusji na ten temat? – pytał senator, wchodząc w rolę „adwokata diabła”.

Takie działanie nie wpisuje się w definicję tego, co jako firma określamy mianem „wolności słowa” – odpowiedzał Zuckerberg. 

Na samym końcu założyciel Facebooka oświadczył, że jest dumny z tego jak portal funkcjonuje i dopóki będzie jego dyrektorem, nie zmieni sposobu jego funkcjonowania.

Źródło: lifesitenews.com

PR

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-04-11)

 


 

Powtarzamy KOMENTARZ BIBUŁY zamieszczony pierwotnie pod tekstem tutaj:

KOMENTARZ BIBUŁY: Oczywiście nic nowego w kolejnym stwierdzeniu niezbitego faktu, że wielkie giganty internetowe śledzą swoich użytkowników (oraz manipulują tym czym mogą, np. wprowadzając – jak Google – swoiste, bo „lewoskrętne” algorytmy wyszukiwarek). I dotyczy to niestety nie tylko takich znanych firm jak Google, Facebook czy Youtube czy tysięcy mniejszych firm, ale również – a może przede wszystkim – wszystkich firm dostarczających do Twojego domu internet, czyli takich korporacji jakimi w Stanach Zjednoczonych są Comcast czy Verizon. I jeśli normalnie myślący użytkownik już dawno zrezygnował z narzędzi typu inwigilacyjny Facebook – albo wcale nie założył konta zdając sobie sprawę z zagrożenia – to niestety nie jest w stanie w żaden sposób obejść ogniwa dostępu do internetu i związanej z nią inwigilacji. I niewiele pomogą tu wyrafinowane narzędzia, jak VPN czy Tor, bo i tak wszystko najpierw przechodzi przez ISP, a poprzez analizę metadata można dojść do jeszcze większego zasobu ważnych informacji niż przechwytując jej treść. Niestety, żyjemy w takich czasach, że tylko odcięcie się od całego świata, daje jeszcze jako-taką gwarancję prywatności… Oczywiście trzeba się bronić, zabezpieczać, uważać, stosować nowe technologie, ale nigdy nie ma pewności ani pełnej wiarygodności stosowanych narzędzi zapobiegawczych.

Wniosek na dziś jest jeden: każdy powinien – jeśli tego jeszcze nie zrobił – zamknąć konta facebookowe i inne, albo w ostateczności zrezygnować z jakichkolwiek form komunikacji poprzez nie. I na pewno w niedalekiej przyszłości nastąpi exodus niezadowolonych z obrotu sprawy (czytaj: dalszego sprzedawania danych innym podmiotom i uświadomieniu sobie zakresu inwigilacji i manipulacji) użytkowników i pomniejszenie znaczenia takich gigantów jak Facebook. Ale ich rola i tak już została spełniona, bo zgromadzona baza danych o każdym użytkowniku daje ogrome pole do dalszej inwigilacji, a rozwój technologiczny wytworzył już nowe narzędzia inwigilacji.

Jak jeszcze się zabezpieczyć? Jeśli jeszcze korzystamy z „darmowych” kont emailowych, jak Gmail, Yahoo, Outlook, a w Polsce wp, onet… listę można ciągnąć długo, to najwyższa pora zlikwidować te konta i stworzyć sobie konto emailowe np. na ProtonMail. Jeśli korzystamy z „darmowych” przestrzeni dyskowych czy jakichś przesyłarek zdjęć, warto założyć sobie konto np. na SpiderOak (bezpieczniejszy niż popularny Dropbox, a tym bardziej Google Drive, Microsoft OneDrive czy Apple iCloud).

No i na koniec: niech nikt nie powtarza idiotycznych bajek jakoby kilku studentów, ot tak, samorzutnie utworzyło największe firmy na świecie. Co prawda nie znamy (jeszcze oficjalnie) pikantnych szczegółów powstania Facebooka, ale jeśli chodzi o Google, to wiemy już – z zdeklasyfikowanych dokumentów – że powstał on przy pomocy finansowej i przy wsparciu DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency – Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności), czyli Agencji Departamentu Obrony USA, odpowiedzialnej m.in. za sfinansowanie pierwszych badań nad stworzeniem Internetu, najnowocześniejszych broni, czy… dzisiaj opracowywanych autonomicznych samochodów. Z takimi firmami jak Google czy Facebook jest właśnie tak jak można było sobie przeczytać w niejednym „konspiracyjnym” opowiadaniu science-fiction: rządowe inwigilacyjne agencje typu NSA uznały, że łatwiej będzie zebrać dane ludzi przy użyciu popularnych narzędzi zabawowo-komunikacyjnych niż przy pomocy „klasycznej” acz technologicznie zaawansowanej metody wywiadowczej. Sfinansowano więc projekty Google’a (i Facebooka) i rozpostarto parasol ochronny nad przydatnymi dla wywiadu firmami.

A propos: czy nie powinno dać nieco do myślenia, że dzisiejsze giganty wywiadowcze założone zostały przez Żydów? Larry Page (matka żydówka), Sergey Brin (rodzice – rosyjscy żydzi, żona – żydówka polskiego pochodzenia), Mark Zuckerberg, Eduardo Saverin czy Dustin Moskovitz… można wymieniać. Ale przecież to tylko przypadek, wszak jedynie żydowscy studenci są tacy zdolni…

 


 

Mark Zuckerberg przeciwny treściom religijnym. Tak twierdzą prawnicy

Podczas drugiego dnia przesłuchań, Mark Zuckerberg został skonfrontowany pod kątem dyskryminacji osób prowadzących strony o treściach religijnych i pro – life.

Nie od dziś wiadomo, że Facebook nie jest platformą w stu procentach przyjazną treściom religijnym. Między innymi właśnie ten aspekt polityki portalu był przedmiotem drugiego dnia przesłuchań Marka Zuckerberga.

Republikanin Fred Upton przytoczył sprawę senatora Arica Nesbitta, który chciał wykupić pakiet płatnych reklam promujących obniżenie podatków, ograniczenia wydatków z budżetu i opowiedzenie się po stronie ochrony życia. Facebook odmówił argumentując, że taka treść jest przeciwna ich polityce reklamowej, która nie dopuszcza ogłoszeń zawierających „szokujące, okazujące brak szacunku treści, w tym ukazujące przemoc i nawoływanie do przemocy”.

-Nie wiem, gdzie w tej reklamie znajdują się takie treści – zapytał Upton szefa Facebooka. – Ta sprawa nie jest mi znana osobiście. Możliwe, że popełniliśmy błąd – odpowiedział Mark Zuckerberg.

Upton zaznaczył, że nie jest to osamotniony przypadek. Przykłady tego typu cenzury można mnożyć.

Kongresmen Cathy McMorris Rodgers przekazała przesłuchiwanemu swoje obawy co do tego, czy Facebook ma „jasno określone kryteria, na podstawie których cenzuruje treści”. Zapytała jednocześnie, czy jego firma ma jakiś plan na rozwianie tego typu niejasności.

Boję się, że do naszych działań może się wkraść stronniczość. Robimy co w naszej mocy, aby temu zapobiec – odpowiedział przesłuchiwany.

McMorris Rodgers przytoczyła sprawę strony Franciszkańskiego Uniwersytetu Staubenville, z której Facebook ściągnął reklamę promującą obchody Wielkiego Tygodnia zawierającą krzyż św. Damiana. Facebook ocenił ją jako promującą „przemoc i agresywne treści”.

-cSkąd możemy mieć pewność, że treść zamieszczana przez użytkowników oceniana jest na podstawie obiektywnych standardów? – dodała.

– Wygląda na to, że popełniliśmy błąd, za co przepraszam – odparł. – Nie określiłbym jednak naszej działalności jako dyskryminującej tylko poprzez pryzmat kilku pomyłek. Widzę, że w tej materii popełniliśmy za dużo błędów i musimy to poprawić – zakończył.

Źródło: lifesitenews.com

PR

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-04-13)

 


 

Skip to content