Aktualizacja strony została wstrzymana

Mieszane uczucia – Stanisław Michalkiewicz

Za głębokiej komuny postawiono w Berlinie Wschodnim pomnik „Źołnierza Polskiego i Niemieckiego Antyfaszysty”. Doktor Zarach, z którym wtedy rozmawiałem, mówił, że to pomnik „nieznanego antyfaszysty”. Kiedy zapytałem go – dlaczego „nieznanego”, obejrzał się do tyłu, a potem powiedział: bo znanego nie było. Nie jest to do końca prawdą, bo było w Niemczech, nieliczne wprawdzie, niemniej działające w Monachium z pobudek ideowych Stowarzyszenie Białej Róży. Działało ono głównie poprzez akcje ulotkowe w latach 1942 – 1943, kiedy to cała piątka została ścięta na mocy wyroku niezawisłego sędziego Rolanda Freislera – takiego hitlerowskiego Stefana Michnika. Historia tych pięknych i dzielnych ludzi nie jest szeroko znana, między innymi dlatego, że monopol na martyrologię wojenną coraz zachłanniej zawłaszczają żydowskie organizacje przemysłu holokaustu, które – podobnie jak źli „naziści” – nawet z nieboszczyków potrafią wycisnąć forsę, jak nie na produkcji mydła, to na „roszczeniach”.

Jednym z narzędzi zawłaszczania tego monopolu jest tzw. „kłamstwo oświęcimskie”, a więc wstawiony do ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej z 1998 roku przepis, przewidujący odpowiedzialność karną za każdą próbę podważania zatwierdzonej do wierzenia wersji historii II wojny światowej, a zwłaszcza – tak zwanego „holokaustu”, czyli masakry europejskich Żydów przez Niemców. Te wersje kształtowane są zarówno pod kątem umacniania żydowskiego monopolu na bycie ofiarami II wojny, jak i możliwości wyciskania szmalcu. Historyczna prawda jest na dalszym planie, o ile w ogóle, bo dominuje prawda etapu. Toteż o ile teraz jeszcze eksponowany jest wątek martyrologiczny, bo póki co, z tego największe profity, to w tle już majaczy wersja heroiczna, na czasy, które nadejdą. Kiedy już umrze ostatni świadek II wojny, a tresura osiągnie swoje cele, wtedy bohaterem II wojny światowej i pogromcą nazistów okaże się Tewje Bielski, który – o ile koordynacja żydowskiej polityki historycznej z polityka historyczną niemiecką wytrzyma próbę czasu – do spółki z pułkownikiem Stauffenbergiem rozgromił nazistów, co to w ramach ostatnich podrygów urządzili Powstanie Warszawskie, a potem rozproszyli w nocy i mgle, aż dopiero Jesse Lehrich, nie ruszając się z Ameryki, spenetrował prawdę, że po różnych perypetiach musieli schronić się w Polsce, gdzie w liczbie 60 tysięcy objawili się na Marszu Niepodległości w Warszawie. Tylko patrzeć, jak Steven Spielberg, oczywiście za stosownym wynagrodzeniem, nakręci jeden, albo i całą serię filmów na ten temat, oczywiście dodają odpowiedniego „dramatyzmu”, jako że prawda jest „nudna” – co już przy okazji „Listy Schindlera” zauważył pan red. Tomasz Jastrun. Im bardziej „nudna”, tym większymi porcjami „dramatyzmu” trzeba ją szprycować, więc może nawet jeden Steven Spielberg nie wystarczy i po Oskary ruszy zgraja tubylczych ambicjonerów, którzy będą kręcić zgodnie ze wskazówkami Sanhedrynu, podobnie jak kiedyś – zgodnie ze wskazówkami Partii.

Toteż kiedy pan prezydent Duda dopuścił się felonii wobec swego wynalazcy, czyli Jarosława Kaczyńskiego, który – podobnie jak wcześniej Lecha Wałęsę – nastręczył go naiwnym Polakom na prezydenta, w niektórych głowach pojawiły się pomysły, by skorzystać z tego samego narzędzia, przy pomocy którego Żydzi umacniają swój monopol na prawdę i tak doszło do nowelizacji ustawy o IPN, do której obok art 55 o kłamstwie oświęcimskim, dopisany został art. 55 a – o kłamstwie „obozowym”, to znaczy – o karalności opowieści o „polskich obozach zagłady”. Jak przystało na safandułów, stworzony został tylko pewien pozór, namiastka groźnego kiwania palcem w bucie, bo nowelizacja otwiera oszczercom wrota w postaci bezkarności szkalowania w „dziełach naukowych” i „artystycznych”. Ponieważ dzisiaj za „naukę” uważa się nawet studia genderowe, a produkcjami artystycznymi są gówna w słoikach, to możliwości są nieograniczone. Ale – co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie – toteż środowiska żydowskie z Izraelem na czele zawrzały gniewem na takie próby podważania żydowskiego monopolu na ustalanie prawdy i klangor podniósł się na cały świat – aż nawet Nasz Najważniejszy Sojusznik się zaniepokoił i szerokimi ustami rzeczniczki Departamentu Stanu ostrzegł, że jeśli Polska się nie ustatkuje, to może narazić na szwank swoje „interesy strategiczne”. Cóż innego mógłby powiedzieć nam Leonid Breżniew? Toteż kiedy Nasza Złota Pani na miniony poniedziałek zapowiedziała się do Warszawy z gospodarską wizytą, zaraz się okazało, że nowelizacja ustawy o IPN jest „częściowo niekonstytucyjna”, a poza tym naraża Polskę na kompromitację, gdy nie byłaby w stanie wyegzekwować prawomocnych wyroków własnych sądów. Podobnie ustawy „reformujące sądownictwo”, które w ramach felonii zawetował prezydent Duda. Słowem – odwrót na całej linii, aż Naczelnik Państwa, gwoli uniknięcia sromoty, musiał schronić się pod flagą z Czerwonym Krzyżem, jako pacjent przeziębiony. Myszy harcują, gdy kota nie czują, więc i pan prezydent Duda wykombinował sobie nowe święto, tak, jak księża biskupi nowy grzech „antysemityzmu” i na 24 marca wyznaczył Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów.

Rzeczywiście sporo takich Polaków było i nawet część ich jest znana jako Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata – ale ustanawianie takiego święta państwowego budzi we mnie tak zwane mieszane uczucia. Nawet nie ze względu na to jak niektórzy „uratowani” dokazywali potem w charakterze ubeckich oprawców, a obecnie, w kolejnych pokoleniach – jak dokazują w charakterze oszczerców Polski. Pomijam też intencje samego pana prezydenta, których nie znam, natomiast moment, w którym to święto zostało proklamowane skłania do podejrzeń, iż pan prezydent może kierować się pragnieniem poprawienia sobie własnego wizerunku w sytuacji, gdy krążą fałszywe, chociaż z drugiej strony – energicznie zdementowane pogłoski – jakoby miał szlaban w dostępie do Białego Domu. Ale to drobiazg niewątpliwy, nawet gdyby tak właśnie było, bo ważniejsze jest co innego. Morał z tego święta jest bowiem taki, że poświęcanie się dla Żydów nawet za wszelką cenę, należy do podstawowego i oczywistego obowiązku każdego Polaka. Niezależnie tedy od intencji przyświecających panu prezydentowi, to święto może stać się ważnym elementem tak zwanej „pedagogiki wstydu”, którą wobec naszego mniej wartościowego narodu tubylczego aplikują niestrudzenie nie tylko różne żydowskie gremia zagraniczne, ale i inspirowana przez nie i finansowana piąta kolumna w kraju. Ledwo tylko pan prezydent proklamował to święto, już rozpoczęła się licytacja, kto się w ratowaniu Żydów bardziej zasłużył i w charakterze pierwszego licytanta wystąpił Kościół katolicki, przez środowiska żydowskie oskarżany jako główny sprawca antysemityzmu. Skoro już licytacja się rozpoczęła, to inne środowiska nie zechcą zostać przelicytowane i też będą przypominały swoje wobec Żydów zasługi. W rezultacie dojdzie do sytuacji, w której ktoś, kto nie oświadczy się z gotowością nieograniczonego poświęcenia dla Żydów, zostanie nieubłaganym palcem napiętnowany jako „antysemita”, co – jak wiadomo – jest nie tylko rodzajem przestępstwa, ale i grzechem, za który winowajca będzie smażył się w piekle i przez całą wieczność będzie go bolało.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    Portal Informacyjny „Magna Polonia” (www.magnapolonia.org)    31 marca 2018

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4181

Skip to content